Hej kolęda, kolęda

Im dłużej jestem proboszczem, tym dłużej chodzę po kolędzie. Choć wydawało się, że będzie na odwrót.

Tym, co za chwilę napiszę pewnie narażę się sporej grupie czytelników, ale co mi tam. Od czasu, gdy zostałem proboszczem w małej, kilkusetosobowej parafii, polubiłem kolędę. Z prostego powodu. Tu nie ma żadnej anonimowości, a w związku z tym miejsca na jakiekolwiek udawanie. Nie dość, że się znamy, to jeszcze łączy nas wiele wspólnych doświadczeń. Pięknych i radosnych, ale i smutnych i bolesnych. Świętowanie uroczystości Pańskich i gaszenie pożarów. Dlatego im dłużej jestem proboszczem, tym dłużej chodzę po kolędzie. Choć wydawało się, że będzie na odwrót. Takich kilka obrazów z pierwszych dni.

Pojechaliśmy dwa kilometry w las. Samochód został na drodze. Ostatni kawałek przeszedłem pieszo. Od bramy huknąłem tak, że po polanie rozniosło. „Przybieżeli do Betlejem pasterze…” W tym momencie drzwi się otworzyły, wyskoczył na powitanie gospodarz i równie gromkim basem odpowiedział. „Grają skocznie Dzieciąteczku na lirze…” Już tylko dzieci brakowało do dalszej części. Na te nie trzeba było czekać. Anastazja i Roksana wychyliły swoje główki. Rodziców poznałem krótko po objęciu parafii. Przyszli w sprawie formalności przedślubnych. Potem chrzciłem ich dzieci i odprowadzałem na miejsce wiecznego odpoczynku ich babkę. Pisałem kiedyś o tej dzielnej kobiecie, po śmierci ich rodziców wychowującej gromadę sierot. Ileż radości w takim spotkaniu. Sprawy boskie mieszają się z ludzkimi, żart z powagą. Czas leci, żal wychodzić, a tu jeszcze sąsiad się nawinął. Że do jego domu dojazdu od kilku dni nie ma zatrzymał się, wracając z pracy w lesie, by choć przez chwilę porozmawiać. A przecież nie musiał.

W innym domu, na zakończenie kolędy, ojciec mówi, że syn ma wszystkim coś ważnego do przekazania. Mów. Chłopak, trochę speszony, oznajmia księdzu i rodzicom, że ministrantem chce zostać. A będziesz dobrym ministrantem? – Postaram się zrobić wszystko, żeby być dobrym ministrantem. Matka wzruszona, ojciec dumny, proboszcz się cieszy… Ech, co za kolęda.

Albo rozmowa o problemach rodzinnych. Życie jak to życie. Czasem usłane różami, czasem jakby same kolce, zakręty i ściany. A co tam w bawełnę owijać – mówi matka. Nie będziemy udawać, że jest dobrze, skoro nie jest. A proboszcz jak ojciec. Głowy nam nie urwie, a doradzi i pomoże. No to siedzimy i radzimy. Dziesięć minut, piętnaście. Zleciała prawie godzina. Czasu nie żal. Spieszyć się nie trzeba. Ostatecznie to dwieście dwadzieścia rodzin, a styczeń jest długi. Idąc do następnego domu zastanawiałem się po drodze, czy taka szczera rozmowa byłaby możliwa w pierwszym czy drugim roku duszpasterzowania. Gdy ludzie byli jeszcze anonimowi, nawet zręby zaufania nie zostały zbudowane. Oni przyglądali się nowemu proboszczowi. Proboszcz im.

Wiele tak zwanych sprawdzonych form duszpasterskich ciągle zachowuje swą żywotność i przynosi owoce. Pod warunkiem, że nie towarzyszy im pośpiech, a miejsce urzędowych relacji zajmują autentyczne więzy międzyludzkie. Czyli to, co Sobór nazwał communio, a twórca Ruchu Światło-Życie charyzmatem spotkania. To właśnie na pierwszych rekolekcjach oazowych nauczyłem się piosenki: „Ciesz się, ciesz. Ciesz się z cieszącymi. Płacz, płacz z płaczącymi. Bo twój Bóg. Bo twój Pan przykład tobie dał.” Wtedy, jako młody chłopak, jeszcze nie wiedziałem dokąd piosenka mnie zaprowadzi.  

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
8°C Środa
dzień
8°C Środa
wieczór
6°C Czwartek
noc
5°C Czwartek
rano
wiecej »