Czwartkowy wyrok 13,5 roku więzienia dla byłego szefa Jukosu Michaiła Chodorkowskiego jest motywowany politycznie i świadczy o potędze wpływów premiera Władimira Putina w Rosji - uważają rosyjscy niezależni politolodzy.
"Dowodzi to, że Putin nadal rządzi Rosją, że liberalna retoryka (prezydenta Dmitrija) Miedwiediewa nic nie znaczy, a Rosja nie jest gotowa na modernizację" - oświadczyła Lilia Szewcowa z moskiewskiego Centrum Carnegie.
"Jeśli biznesmeni są przetrzymywani w więzieniu na podstawie zmyślonych oskarżeń, znaczy to, że kraj nie jest gotów do liberalizacji, modernizacji i zachodnich inwestycji" - podkreśliła.
Nawiązując do wypowiedzi Putina o Chodorkowskim z 16 grudnia, że "złodziej powinien siedzieć w więzieniu", Szewcowa zaznaczyła, że "w kraju, gdzie przywódca 10 dni przed odczytaniem wyroku ogłasza własny werdykt, sprawiedliwość nie istnieje". Sąd uznał Chodorkowskiego za winnego w ostatni poniedziałek.
Także według niezależnego politologa Dmitrija Oriecznika wyrok "pokazuje, że słowa o niezależności wymiaru sprawiedliwości to tylko zasłona dymna, a Miedwiediew jest meblem, który można odstawić do kąta".
Z kolei prezes Instytutu Analiz Strategicznych Aleksandr Konowałow uważa, że po tym "putinowskim wyroku" Miedwiediew jawi się jako facet, "który bawi się Twitterem i I-phone'em", a Putin jako człowiek "bardzo mściwy i pamiętliwy". "To wyrok motywowany politycznie, który nie ma nic wspólnego z prawem" - podkreślił.
Chodorkowski i jego partner biznesowy Płaton Lebiediew zostali skazani w czwartek na karę 13,5 roku więzienia za przywłaszczenie 218 mln ton ropy naftowej i wypranie uzyskanych w ten sposób pieniędzy.
Ponieważ zastosowana została absorpcja kar, pozostaną w więzieniu do 2017 r. Obaj odbywają już kary po osiem lat łagru za rzekome oszustwa podatkowe i uchylanie się od płacenia podatków. Prokurator wniósł o zaliczenie im na poczet nowych kar okresu, jaki upłynął od ich aresztowania w 2003 roku, co sędzia uwzględnił.
Chodorkowski i Lebiediew konsekwentnie odpierają wysunięte wobec nich zarzuty, uważając je za sfabrykowane i politycznie umotywowane.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.