Nieodejście od lądowania mimo złej pogody i braku zgody wieży kontrolnej, niewłaściwie przygotowanie załogi i jej błędy oraz pośrednia presja na nią - to według MAK główne przyczyny katastrofy smoleńskiej. Strona polska analizuje już końcowy raport MAK.
W środę w Moskwie Międzynarodowy Komitet Lotniczy ujawnił raport końcowy o przyczynach katastrofy z 10 kwietnia 2010 r., w której zginął prezydent Lech Kaczyński i 95 innych osób. Według raportu, powody tragedii leżą wyłącznie po stronie polskiej, nie przyczynił się do niej ani stan lotniska, ani działanie kontrolerów lotu ze Smoleńska.
Przedstawciele MAK poinformowali, że Komitet uwzględnił ok. 20-25 polskich uwag do projektu swego raportu; były to uwagi techniczne. Szefowa MAK Tatiana Anodina podkreślała, że w kompetencji komitetu nie leży "przesądzanie o odpowiedzialności konkretnych osób".
Według MAK, załoga Tu-154M otrzymywała wielokrotnie informacje, że warunki w Smoleńsku nie osiągają minimum potrzebnego do lądowania. "Mimo to nie podjęła decyzji o odejściu na lotnisko zapasowe. Ten fakt był początkiem powstania szczególnej sytuacji lotniczej. Załoga przy podejściu do lądowania opierała się wyłącznie na swoich narzędziach, podjęła próbę lądowania bez względu na bardzo złe warunki lotnicze, poniżej minimum potrzebnego do lądowania" - podkreśliła Anodina.
Według niej, w organizacji lotu były istotne braki dotyczące przygotowania i ukształtowania załogi oraz wyboru dodatkowych lotnisk. Anodina mówiła, że w chwili wylotu załoga nie miała informacji o faktycznej pogodzie w Smoleńsku ani zaktualizowanej informacji nawigacyjnej. Według MAK, samolot przed wylotem i podczas lotu był sprawny; nie było wybuchu na pokładzie, a silniki i inne systemy działały prawidłowo do końca.
Anodina oceniła, że można mówić o presji na załogę, bo wynika to m.in. z obecności w kokpicie dowódcy sił powietrznych gen. Andrzeja Błasika (w jego krwi stwierdzono 0,6 promille alkoholu) i szefa protokołu dyplomatycznego MSZ Mariusza Kazany, który informował załogę o decyzjach prezydenta Kaczyńskiego.
Na nagraniach czarnych skrzynek nie ma zapisu żadnych poleceń prezydenta, a wniosek o presji psychicznej, pod którą była załoga, polscy i rosyjscy eksperci wysnuli na podstawie jej rozmów. Według MAK, presja spowodowana była już samą obecnością na pokładzie prezydenta, wysokich urzędników i celem lotu. Nie udało się ustalić, czyjej wypowiedzi dotyczyły słowa nawigatora, że "będzie wkurzony" (jeśli samolot nie wyląduje w Smoleńsku - PAP).
Zdaniem MAK, w momencie katastrofy piloci byli "na swoich miejscach"; w ich krwi nie stwierdzono alkoholu.
"Naciski polityków czy administracji na badających katastrofy lotnicze są niedopuszczalne, takie są nasze zasady" - tak Anodina skomentowała grudniową wypowiedź premiera Donalda Tuska, że projekt raportu MAK jest "nie do przyjęcia". "Nie będziemy się poddawać jakiejkolwiek presji i naciskom, by zmienić fakty i dane w raporcie - dodała.
"Uwagi strony polskiej do projektu raportu końcowego MAK nie dotyczyły spraw technicznych, lecz kwestii odpowiedzialności i winy, co nie jest przedmiotem badania technicznego" - ocenił zaś szef komisji technicznej MAK Aleksiej Morozow. "My badamy okoliczności wypadków i opracowujemy zalecenia podnoszące bezpieczeństwo lotów" - dodał. Ujawnił, że w raporcie uwzględniono ok. 20-25 polskich uwag; wyjaśniał, że chodziło tu o uwagi odnoszące się do technicznych aspektów sprawy.
Morozow powiedział, że załoga Tu-154M samodzielnie podjęła decyzję o lądowaniu, na co wieża się zgodziła. Wcześniej szefowa Anodina oświadczyła, że wieża w Smoleńsku nie wyrażała zgody na lądowanie. Według Anodiny wieża kontroli lotów podawała załodze dane meteorologiczne, z których wynikało, że lądowanie tam jest niemożliwe - m.in. widoczność wynosiła 100 metrów, podczas gdy minimalna dopuszczalna to 1000 m. Wskazywano też na rozmowę załogi z wieżą, w trakcie której wymieniano informacje o wyznaczonych lotniskach zapasowych - w Witebsku i Mińsku.
Morozow przekazał, że dowódca załogi - po uzyskaniu tych informacji i rozmowie radiowej z załogą polskiego samolotu Jak-40, który wcześniej wylądował w Smoleńsku - "na podstawie ogólnych zasad prawnych obowiązujących w Polsce i w Rosji - samodzielnie zdecydował o podjęciu próby lądowania, na co zgodziła się wieża". "Ustalono, że załoga będzie posługiwać się własnym sprzętem i danymi" - dodał Morozow.
Podkreślił, że zgodnie z zasadami w przypadku pogorszenia się warunków meteo kontroler "informuje, że lądowanie jest niemożliwe". "On może zezwolić na lądowanie, ale to oznacza tylko tyle, że pas jest wolny - a nie, że są odpowiednie warunki do lądowania" - zaznaczył.
Morozow powiedział, że ani stan lotniska, ani działanie kontrolerów lotu ze Smoleńska nie były przyczyną katastrofy, a ze względu na charakter lotu (według MAK - międzynarodowy), kontroler nie mógł zabronić lądowania, bo decyzja należała do załogi. Dodał, że lot odbywał się zgodnie ze zbiorem informacji nawigacji powietrznej Rosji i WNP, który nie przewiduje zamknięcia lotniska.
Mówiąc o statusie lotu z 10 kwietnia 2010 r., Anodina powiedziała, że rejs ten był "jednorazowym lotem dotyczącym międzynarodowego transportu osób". "Zgodnie z przepisami rosyjskimi i normami międzynarodowymi, dowódcy tych załóg podejmują samodzielne decyzje o lądowaniu bądź opuszczeniu lotniska, biorąc na siebie wszelką odpowiedzialność za podjętą decyzję" - dodała. Podkreśliła, że analogiczne przepisy obowiązują także w Polsce. Zdaniem Anodiny lot nie miał statusu wojskowego, a strona polska oficjalnie nie zgłaszała na ten temat uwag. Dodała, że "tylko w polskiej prasie była ta dyskusja".
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.