Nieodejście od lądowania mimo złej pogody i braku zgody wieży kontrolnej, niewłaściwie przygotowanie załogi i jej błędy oraz pośrednia presja na nią - to według MAK główne przyczyny katastrofy smoleńskiej. Strona polska analizuje już końcowy raport MAK.
Ponadto MAK uznał, że nie było żadnych nacisków na kontrolerów ze Smoleńska. Pytany, czy sprawdzano ich pod kątem obecności alkoholu we krwi, Morozow odparł, że zgodnie z zasadami przeszli oni kontrolę medyczną przed swoją zmianą.
Tu-154 schodził na lotnisko zbyt stromo i ze zbyt dużą prędkością - powiedział Morozow, komentując animację ukazującą podejście do lądowania Tu-154M. Pokazywała ona, iż warunki atmosferyczne były tak trudne, że gdy samolot nadlatywał nad lotnisko "nie było widać ziemi". Animacji towarzyszył odsłuch rozmowy między załogą samolotu a wieżą lotniska.
Morozow dodał, że załoga polskiego samolotu przy określaniu wysokości korzystała z radiowysokościomierza - co było błędem - i zeszła do 20 metrów. Zaznaczył, że zderzenie z przeszkodą nastąpiło poniżej poziomu pasa startowego. Według MAK samolot leciał z prędkością 300 km/h, zamiast 260 km/h, a ścieżka schodzenia wynosiła 3 stopnie 10 minut zamiast 2 stopni 40 minut.
Załoga nie reagowała na ostrzeżenia sytemu TAWS nakazującego poderwać samolot ("pull up") ani na komendę kontrolera "horyzont, 101". "Był to klasyczny przypadek zderzenia w locie sterowanym" - dodał Morozow.
Jego zdaniem, nawet gdyby załodze udało się uniknąć zderzenia z brzozą, chwilę później maszyna i tak spadłaby na ziemię. Dodał, że załoga "w ostatniej chwili" próbowała wykonać manewr zmierzający do uniknięcia zderzenia z brzozą.
Zarazem Morozow - oceniając, czy reakcja wieży kontrolnej w Smoleńsku na rozwój wydarzeń nie była zbyt miękka - podkreślił, że "podejście było dozwolone do wysokości 100 metrów. Dalej kontroler nie otrzymał żadnych informacji od załogi i nie wydawał jej żadnych poleceń".
Zaznaczył, że załoga znajdowała się w stanie podwyższonego napięcia emocjonalnego i psychologicznego. Dodał, że zgodnie z ekspertyzą psychologiczną obecność Błasika wywarła "ogromną presję na członków załogi i spowodowała, że podjęła ona dalszą próbę (lądowania - PAP), poniżej wysokości decyzji, bez nawiązania kontaktu wzrokowego z ziemią". Według Morozowa znajomość języka rosyjskiego przez dowódcę załogi "była satysfakcjonująca".
Zdaniem Morozowa, załoga zademonstrowała niewystarczające przygotowanie włączając automat ciągu przy próbie lądowania na lotnisku, które nie miało systemu ILS. Mówił o momencie, gdy dowódca podjął decyzję o próbie lądowania, a załoga włączyła automat ciągu, który miał pozwolić na ewentualne przerwanie lądowania i odejście wyżej. ILS to system naprowadzający samoloty do lądowania według wskazań przyrządów.
"Podejmując tę decyzję załoga zademonstrowała niewystarczający poziom przygotowania, ponieważ Tu-154M oczywiście przygotowuje automatyczny reżim odejścia na drugą próbę lądowania w oparciu o system ILS. Natomiast w trakcie lądowania na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj brakowało tegoż systemu" - tłumaczył Morozow.
W swych wnioskach MAK postuluje, by wprowadzić zakaz przebywania osób postronnych w kabinie pilotów. Według MAK należy też wprowadzić normy, które uregulują, że wszelki transport osób niezależnie od rodzaju lotnictwa "można dokonywać tylko w oparciu o standardy konwencji chicagowskiej, w tym także w zakresie ubezpieczenia pasażerów, załogi oraz odpowiedzialności".
"Musimy być otwarci i opublikować prawdę - nawet najbardziej gorzką" - mówiła Anodina. Podkreślała, że śledztwo przeprowadzono - w oparciu o decyzję polskiego i rosyjskiego rządu - na podstawie Konwencji Chicagowskiej. Jej zdaniem to jedyny dokument państwowy określający zakres prowadzenia śledztwa, odpowiedzialności państw i zasad publikacji raportu oraz uzasadnienia.
"MAK zbadał już 519 wypadków lotniczych. W badaniu tej katastrofy otrzymaliśmy pomoc Polski, USA, krajów europejskich i Wspólnoty Niepodległych Państw" - mówiła Anodina. Według niej, polskich ekspertów - w bezprecedensowej liczbie 24 osób oraz akredytowanego przy MAK płk. Edmunda Klicha z doradcami "niezwłocznie dopuszczono do prac". Zdaniem Anodiny, bezprecedensowy był fakt przekazania Polsce czarnych skrzynek.
W konferencji MAK nie uczestniczył nikt ze strony polskiej.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.