Ocieplające się wody wokół Półwyspu Antarktycznego przyciągają całe populacje krabów królewskich, które zagrażają unikalnemu dziewiczemu ekosystemowi dna morskiego - informuje serwis MSNBC.
Zespół biologów morskich ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Szwecji zaobserwował setki krabów zbliżających się do płytkich wód przybrzeżnych Antarktydy. Ekosystem ten ze względu na swoją niską temperaturę przez ponad 40 mln lat był chroniony przed tymi siejącymi spustoszenie drapieżnikami.
Teraz kraby stwierdziły, że nie jest już dla nich zbyt zimno i z uporem maszerują w kierunku miejsca obfitującego w różnego rodzaju stworzenia, takie jak małże, jeżowce czy wężowidła, które, nie spodziewając się inwazji, nie wykształciły żadnych mechanizmów obronnych.
Miliony lat ewolucji w izolacji i brak zagrożenia ze strony drapieżników sprzyjały różnorodności gatunków, dzięki czemu dno morskie przypomina dziś morską dżunglę. Choć naukowcy już kilka lat temu przewidywali inwazję krabów, spodziewali się, że nastąpi ona prawdopodobnie dopiero za 40 - 50 lat.
"Tempo zmian, które obserwujemy na Antarktydzie jest dość zatrważające" - przyznaje Sven Thatje z Uniwersytetu Southampton.
Zmiana temperatury wody spowodowała obniżenie się fizjologicznej bariery, która powstrzymywała kraby przed ucztowaniem w tych okolicach. Poniżej pewnej temperatury kraby nie są w stanie przetwarzać magnezu, który absorbują z wody morskiej. Rezultatem jest brak koordynacji ruchów.
Przez kolejne miesiące naukowcy będą obserwowali dno morskie, by przekonać się czy kraby po inwazji opuszczą ten teren, czy tak im się spodoba, że skolonizują go na dobre. Zadają sobie także pytanie, czy obecność tych intruzów zniszczy żyjące tam obecnie populacje, czy tylko je zmieni.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.