„Dziwna jest cisza po tych wszystkich eksplozjach. Mariupol został zniszczony jak Stalingrad” - mówi dziennikowi 78-letni Siergiej Klimowicz, przebywający wraz z żoną w zarekwirowanym ośrodku wypoczynkowym pod Tułą, dwie i pół godziny pociągiem na południe od Moskwy, który jest jednym z 16 takich ośrodków otwartych w prowincji Tuła.
- Sytuacja tych ocalałych z wojny różni się przede wszystkim znacznie w zależności od regionu i sposobu, w jaki dotarli do Rosji, byli pod opieką zbiorową lub przybyli indywidualnie – zauważa francuski dziennik.
Przeczytaj też: Korespondentka wojenna Jewhenia Kytajiwa: w Ukrainie nie ma już bezpiecznych miejsc
Klimowicz jest byłym kapitanem rosyjskiej marynarki wojennej, przed wojną mieszkał z żoną w bloku niedaleko fabryki Azowstal. Był wśród ewakuowanych przez rosyjskich żołnierzy autobusami do Taganrogu na południu Rosji, następnie do Woroneża, Kurska i wreszcie Tuły.
- Według naszych szacunków od 15 do 20 proc. uchodźców przybywających z Ukrainy chce udać się do Europy, 40 proc. chciałoby wrócić do domu, a 40 proc. chciałoby pozostać w Rosji” – mówi dziennikowi młody rosyjski polityk z Moskwy Danił Machnicki, który współorganizuje pobyt ukraińskich uchodźców w kraju.
Polityk wypowiada się zgodnie z rosyjską propagandą i zaprzecza, jakoby „uchodźcy mogli zostać wywiezieni do Rosji wbrew ich woli”, oficjalnie dementuje również informacje o obozach filtracyjnych dla Ukraińców.
Jednak jeden z ukraińskich uchodźców, cytowany przez dziennik, opowiada o szczegółowych badaniach przeprowadzanych przez Rosjan, którzy sprawdzają, czy Ukraińcy mają ślady prochu na ciele i palcach, rany i tatuaże wskazujące na przynależność do armii. Mówi również o rozdzielaniu rodzin.
Przeczytaj więcej: 96-letni weteran walk z Rosją uważa, iż obecna wojna na Ukrainie to „powtórka historii”