We lwowskim domu dla uchodźców schronienie znalazły rodziny z terenów ogarniętych wojną. Czas świąt przywodzi im na myśl to jak zwykli świętować w domach, bardzo chcieliby powrócić na swoją ziemię – mówi Wiktor, jeden z pracowników instytucji.
Obecnie w domu przebywa 25 osób. Są wśród nich uchodźcy, którzy mieszkają od lutego, od początku inwazji. Już prawie rok pozostają wykorzenieni ze swojej ziemi, a w wielu wypadkach nie mają dokąd wracać. Pracownicy domu dla uchodźców starają się, aby pomimo wszelkich trudności mieszkańcy mogli odczuć te święta. Jak zaznaczają, sytuacja we Lwowie jest trochę lepsza niż w innych regionach Ukrainy. Trzeba być jednak bardzo kreatywnym, by wszystko odpowiednio zaplanować, by nie zabrakło jedzenia, prądu i aby było czym ogrzać budynek.
Chcemy, żeby ludzie mogli odczuć te święta
„Nasz dom nie jest wyjątkiem. Jesteśmy tak jak inni ludzie, którzy spotykają się z taką codzienną sprawą, jak odprawić dziecko do szkoły, czy będzie światło, jak przygotować jedzenie, kiedy pójść do sklepu itd. Te warunki wymagają więc pewnej kreatywności - mówi Wiktor. - Co do naszego domu, to stwarzamy takie warunki, żeby ludzie będący tutaj mogli najpierw odczuć te święta. Rzeczywiście, wszyscy, którzy są tutaj mówią o tym miejscu, skąd przyjechali; jak świętowali. Niektórzy chcą wrócić, mówią: «chcemy wrócić», ale wiedzą, że jest to prostu niemożliwe by powrócić do swego domu, na swoją ziemię. Święta zawsze to przede wszystkim rodzina: jak Boża rodzina, tak i ludzka rodzina, która ma się spotkać, być razem. Uchodźcy przeżywają ten moment; przeżywają, że nie mogą być wspólnie ze swoimi krewnymi. Nasz dom stara się zaopatrzyć we wszystko, co niezbędne, aby mieszkańcy mogli jak najlepiej odczuć święta.“
OGLĄDAJ relację na bieżąco: Atak Rosji na Ukrainę
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"
Wydarzenie mogło oglądać na ekranach telewizorów ponad 500 milionów ludzi na całym świecie.