Już po świętach. Trwa wprawdzie oktawa, ale...
Dziś świętego Jana Ewangelisty. Postać... Chyba wyraźniej niż mój patron z chrztu, święty Andrzej (też Apostoł) towarzyszył mi przez całe życie. We wczesnej młodości jako ten, który choć wedle tradycji bardzo młody, został powołany do grona Apostołów. Potem jako autor trzech nowotestamentalnych listów. Tak, bardzo przemawiało do mnie to jego świadectwo z początku pierwszego z nich, gdy pisał, że widział i – uwaga – dotykał własnymi rękami. A widział i dotykał objawiające się życie. I pisał, by mieć pełną radość...
Przyznaję, że Jego Ewangelia długo wydawała mi się... hmm... może nie tyle trudna, co... drażniąca. Ciągły spór, ciągły sprzeciw. Dopiero po latach ten przebijający z niej klimat sprzeciwu – wobec tego co oferuje świat – zaczął do mnie mocniej przemawiać. Może pod wpływem dostrzeżenia, jak ów świat, na który przez lata patrzyłem głównie z ufnością jako pole ewangelizacji, świadczenia o tym, „co widzieliśmy i czego dotykaliśmy”, potrafi być mocno wobec uczniów Chrystusa wrogi. Ciut później zaś odkryłem przedstawioną w drugiej części tej Ewangelii radykalną inność tych, którzy mogą nazywać się dziećmi Bożymi...
A Apokalipsa? Też z biegiem lat przestała być trudną do ogarnięcia księgą pełną niezrozumiałych symboli. Najpierw jasne stało się dla mnie jej zasadnicze przesłanie – że w świecie ciągle toczy się walka diabła przeciw dzieciom Bożym, ale ostateczne zwycięstwo należy do Boga. Potem zaczęły przemawiać szczegóły. Niektóre, bo przecież nie wszystko jest tam dla mnie jasne :) I przestało mnie męczyć coś, co dawniej wydawało mi się jakąś niespójnością w narracji. Odkryłem, że to nie wywód retora, ale malowane słowem obrazy... Ech, chyba faktycznie żeby takie sprawy odkrywać trzeba mieć już trochę więcej lat :)
Tak, był św. Jan Apostoł patronem mojej młodości, a teraz, gdy do drzwi puka starość uczę się od Niego ufności w patrzeniu na nieciekawą rzeczywistość... W ostatnich miesiącach szczególnie często wraca do mnie wizja wychodzącej z ziemi drugiej bestii, tej co to „miała dwa rogi podobne do rogów Baranka, a mówiła jak smok” (Ap 13, 11nn). Nie, nie chodzi mi o owo wspomniane później przyjmowanie na siebie znaku bestii, tylko o to, co zacytowałem: o ową różnicę między tym, jak kto próbuje się przedstawić, a tym, co faktycznie mówi...
Tak, myślę o polityce. Mnóstwo w niej kłamstw, obłudy, fałszu. I to nie „defensywnych”, gdy człowiek broni się przed utratą dobrego imienia. Także „ofensywnych”, gdy się oskarża... Nieustająco najbardziej irytuje mnie to gadanie, że kto jest z nami jednoczy, a kto nie jest z nami dzieli... Co by było, gdyby tak mówili np. piłkarscy kibice? Ot, że kto jest z Ruchem jednoczy, a kto z Legią dzieli? Wszyscy popukali by się w czoło. Tymczasem w polityce takie androny można prawić bezkarnie i jeszcze chodzić w glorii szukającego zgody mędrca...
Niestety, coraz częściej takie zakłamanie widzę też poza światem polityki. Widzę ludzi ustrojonych w piórka prawych mędrców, a gdy się spojrzy na ich czyny... Albo gdy dokładniej wsłucha się w to, co mówią...
Czas Apokalipsy? Na pewno. Nie bardziej niż wiele innych okresów w historii od dwóch tysięcy lat, ale tak, to czas Apokalipsy. Bo ona dzieje się ciągle, nieustająco od dwóch tysięcy lat. Od dwóch tysięcy lat trwa walka rozwścieczonego Smoka z potomstwem Niewiasty i od dwóch tysięcy lat czekamy na powtórne przyjście Baranka...
W święto Jana Ewangelisty warto podnieść głowę i się uśmiechnąć: obłuda, fałsz i wszelkie inne zło nie będą miały ostatniego słowa. To Bóg jest tym, który jest początkiem i końcem, alfą i omegą; tym do którego należy czas i wieczność, chwała i panowanie przez wszystkie wieki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.