Podczas gdy zbliżały się święta w wielu nigeryjskich wioskach dały się nagle słyszeć odgłosy wystrzałów, a pod domy został podłożony ogień. Mówi się nawet o 26 miejscowościach zaatakowanych w ostatni weekend przez bandytów, gdzie zginęło ok. 200 osób. Bilans wciąż może jednak ulec zwiększeniu. „To naprawdę były dla nas krwawe Święta Bożego Narodzenia” – mówił we wtorkowym wystąpieniu Caleb Mutfwang, gubernator stanu Plateau, w którym doszło do masakr.
Urzędnik podkreślił, że ataki dobrze skoordynowano i użyto w nich broni ciężkiej. Napadnięte wioski zostały całkowicie zniszczone. To była bezsensowna i niesprowokowana przemoc – zaznaczył gubernator.
Ocalali z jednej z miejscowości żalili się na powolność działania służb. Choć atak nastąpił u nich w Wigilię o 18.00, pomoc dotarła dopiero nad ranem w Boże Narodzenie.
Podejrzewa się, że za serią napadów stoją muzułmańscy pasterze Fulani, którzy od wielu lat walczą z chrześcijańską ludnością, co ma podłoże religijne, jak i ekonomiczne. Jak wskazują eksperci, jest wiele działających tu czynników. Podstawową kwestię stanowi duży rozrost populacji przy wielkim zaniedbaniu rozwoju ze strony rządzących, co skutkuje brakiem perspektyw. Ludzie sięgają do tradycyjnych metod utrzymania się, czyli rolnictwa i pasterstwa. Te jednak potrzebują nowych terenów. Jednocześnie północ doświadcza zmian klimatu, więc pasterze przesuwają się na południe.
„Nigeryjczycy już niemal stracili nadzieję na to, że rząd może naprawdę się o nich zatroszczyć” – napisał w specjalnym oświadczeniu biskup północnonigeryjskiego Sokoto Mathew Hassan Kukah. Jak wskazał, podczas gdy naród doświadcza śmiertelnych podziałów, państwo trawione jest przez raka korupcji. Hierarcha wezwał nowego prezydenta kraju do stanowczych działań, podkreślając, że trzeba „położyć kres instrumentalizacji tożsamości religijnych, etnicznych i regionalnych”.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.