Można tak bronić Kościoła, że gubi się Bóg. A wtedy nie zostaje już nic.
Po co istnieje Kościół? Pytanie banalne, odpowiedź - wydawałoby się - również. Zadaniem Kościoła - wspólnoty ludzi wierzących - jest prowadzenie ludzi do Boga. Wszystkich, bez wyjątku. Tych, którzy wiarę przyjęli, ma prowadzić i umacniać, tym którzy Boga jeszcze nie poznali (lub spotkali się z Jego karykaturą), na różne sposoby Go głosić.
Metody głoszenia są oczywiście różne, a ważną ich częścią jest świadectwo i przemiana kultury w której żyjemy. Kultury - czyli, jak precyzował Jan Paweł II - ogólnej koncepcji życia, według której funkcjonuje nasz świat. Nasze życie, nie tylko osobiste ale i wspólnotowe ma być przeniknięte duchem chrześcijaństwa.
Tymczasem coraz częściej okazuje się, że wielu ludzi widzi Kościół zupełnie odmiennie. Dostrzegają w instytucji Kościoła katolickiego siłę, która może sprzeciwić się ich planom lub je poprzeć. Pierwsze zjawisko jest dość naturalne i może (choć niestety nie musi) być skutkiem głoszenia Ewangelii. Krzyż Chrystusa jest i pozostanie znakiem sprzeciwu. Drugie postrzegam jako istotne zagrożenie dla misji Kościoła, zgodnie z Łukaszowym „Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą.”
Warto się przyjrzeć tym oczekiwaniom. Dotyczą przede wszystkim warstwy świeckiej - politycznej, cywilizacyjnej, społecznej. Zdarzają się zarówno po lewej i po prawej stronie. Kościół może być postrzegany jako dobry środek stabilizujący sytuację społeczną czy polityczną lub przeciwnie: jako generator jej zmiany. Za zaletę (lub wadę, zależnie od mówiącego) uznaje się jego „reakcyjność” lub „postępowość”. Mierzy się go kategoriami politycznymi i próbuje wpasować w pojęcia do niego nie pasujące (prawica, lewica). W tym wszystkim może pojawiać się Bóg, Opatrzność lub Chrystus postrzegany jako społecznik i reformator. Nigdy jednak Ewangelia czyli Dobra Nowina o Królestwie Bożym. Skutkiem jest ostatecznie karykatura Boga i antyewangelizacja.
„I oto - dla dobra ludu... Bo lud musi przetrwać: musi przetrwać jego dusza, musi przetrwać jego ciało.” - opisuje ks. Tischner Jerozolimę w 30 r. po Chrystusie. - „Ten lud miał duszę i tej duszy lud bronił. - zauważa - Ale tej duszy było w tym narodzie coraz mniej.” „Kilkadziesiąt lat później komuś udało się poderwać lud do walki i wtedy nie pozostał z tego miasta kamień na kamieniu. Ginęli za ojczyznę, ale w tym, za co ginęli i o co walczyli, już ojczyzny nie było.” - podsumowuje. Niech te słowa będą ostrzeżeniem dla nas. Można tak bronić Kościoła, że gubi się Bóg. A wtedy nie zostaje już nic.
Warto przyglądać się ludziom, którzy bronią Kościoła także pod tym kątem. Warto pytać, dlaczego to robią. Ale przede wszystkim warto pytać o to samych siebie. Na czym mi najbardziej zależy? Po co mi Kościół?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.