Kościół libański jest zaniepokojony eskalacją wojny między Izraelem a Hamasem. Rosnąca liczba działań zbrojnych na południu kraju zmusza tysiące ludzi do ucieczki do stolicy, Bejrutu. Sytuacja ta „nadal będzie miała dramatyczne konsekwencje dla narodu, który i tak już został rzucony na kolana przez bezprecedensowy kryzys społeczno-gospodarczy” – mówi Radiu Watykańskiemu o. Michel Abboud dyrektor libańskiej Caritas.
Organizacja ta odpowiada na nowe potrzeby, jakie powstały w wyniku masowych przesiedleń ludności cywilnej z regionów zagrożonych bombardowaniami. Powstają centra dla przesiedleńców, organizowana jest pomoc zarówno materialna, jak i duchowa. Maronicki patriarcha kard. Béchara Boutros Raï odwiedził ostatnio mieszkańców południowych regionów Libanu, którzy pomimo bombardowań zostali w swoich wioskach. W ten sposób chciał ich zapewnić, że nie są sami, że Kościół pozostanie blisko nich – mówi o. Abboud.
Dodaje, że ludzie są zatrwożeni, bo nikt nie potrafi powiedzieć co się z nimi stanie w przyszłości. A przy tym ogólnie rzecz biorąc Libańczycy nie chcą wojny i mówią to otwarcie. Aktualna sytuacja pokazała też, jak poważny jest kryzys gospodarczy. Na południu pozostali bowiem ludzie, którzy pomimo zagrożenia, nie mogą opuścić swoich wiosek, bo po prostu ich na to nie stać. „Caritas przygotowała dla nich centra, udostępniono szkoły, ale brakuje programów wsparcia dla tych ludzi. Dlatego niektórzy wolą pozostać na miejscu. Staramy się im pomóc, aby mogli jakoś przeżyć. Oczywiście przesiedleńcy mogliby się udać do swych krewnych, ale oni również nie mają z czego żyć, nie mogą zapewnić utrzymania swym bliskim. Stąd ta trwoga, którą powoduje zarówno wojna, jak i kryzys gospodarczy” – dodaje dyrektor libańskiej Caritas.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.