„Na sytym Zachodzie dyskutujemy o wyimaginowanych chorobach, podczas gdy ubogie narody cierpią na gruźlicę i malarię; nie chcemy mieć dzieci czy aby nas utrzymywano przy życiu, gdy tam, gdzie toczy się prawdziwa i dramatyczna walka, ludzie zmagają się o posiadanie dziecka i o to, aby nie umrzeć. Nasze potrzeby stają się tak dalekie od rzeczywistości, że przestają być zrozumiałe dla nas samych”. Tak profesor Carlo Bellieni, neonatolog ze Sieny, kończy na łamach „L'Osservatore Romano” swój artykuł na temat „kampanii reklamowych na rzecz aborcji i eutanazji”.
Autor, członek Papieskiej Akademii „Pro Vita” zauważa, że „po to, aby sprzedać nam lekarstwa, wymyśla się patologie albo traktuje się jako patologie normalne cechy człowieka, jak nieśmiałość czy menopauzę”. Zjawisko to występuje przede wszystkim tam, gdzie można kupować leki bez recepty i „jest niepokojące, ponieważ stwarza relacje merkantylne pomiędzy obywatelem, chorobą a lekarzem”. Prof. Bellieni dodaje, że „istnieje równoległy rynek etyki, polegający na medialnych kampaniach, mających na celu wprowadzenie nowych kryteriów moralnych”. „Główne kampanie dotyczą dziś akceptacji farmaceutyków aborcyjnych oraz legalizacji eutanazji i samobójstwa wspomaganego”. Zauważa, że obydwie mają na celu szerzenie kultury śmierci, a osoby nią zarządzające grają na lęku, który jak śpiewał Bob Dylan prowadzi aż do pytania, czy warto rodzić dzieci. Sprzyjają temu lękowi alarmistyczne doniesienia o przeludnieniu, czy sposób prezentowania śmierci przez media. „Rynek chorób jest godny potępienia. Nie ma też niczego romantycznego w rynku etyki, czyli w kampaniach na rzecz śmierci czy aborcji określanych jako 'łagodne'”. Sprawiają one, iż zapominamy, że „depresja, samotność i trudności można przezwyciężyć i częstokroć pokonać. Sprawiają, że przyjmujemy potrzeby i zachowania nieświadome, bardzo odległe od potrzeb rzeczywistych potrzeb i odpowiedzi jakich oczekiwali by od nas ludzie. Dalekie zwłaszcza od potrzeb ludzi najsłabszych” - stwierdza na łamach watykańskiego dziennika prof. Carlo Bellieni.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.