Dwie dymisje oraz zawiadomienie do prokuratora generalnego - to efekty zewnętrznej kontroli przeprowadzonej w Kancelarii Prezydenta dot. pracy urzędników Lecha Kaczyńskiego w związku ze sprawą ułaskawienia Adama S. Kontrola wykazała brak czterech oficjalnych dokumentów.
Poinformował o tym na środowej konferencji prasowej prezydencki minister Krzysztof Łaszkiewicz.
W wyniku kontroli - jak podaje Kancelaria Prezydenta - powstało podejrzenie popełnienia przestępstwa polegającego na zniszczeniu albo utracie trzech notatek oraz pisemnego stanowiska pracownika mówiącego o podstawach do ułaskawienia Adama S. adresowanych do ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
"Szef Kancelarii Prezydenta (Jacek Michałowski) zgodnie z przepisami ma obowiązek i wystąpi do prokuratora o zbadanie (tej) sprawy" - podkreślił Łaszkiewicz. Jak dodał, nastąpi to w najbliższym czasie.
Minister poinformował, że analiza trybu postępowania z dokumentami dotyczącymi ułaskawienia Adama S. i ich obiegu ujawniła braki i nieprawidłowości w znacznym stopniu. Zaznaczył, że brakuje kilku notatek. "Wiadomo o nich z systemu komputerowego, że zostały utworzone" - podkreślił. Dodał jednocześnie, że tych dokumentów "de facto nie ma".
W związku z tą sprawą na swoich stanowiskach nie pracują już w Kancelarii Prezydenta dyrektor i wicedyrektor Biura Obywatelstwa i Prawa Łaski. Łaszkiewicz poinformował, że dyrektor Biura został odwołany ze swojej funkcji i przesunięty na inne stanowisko w innym biurze, natomiast jego zastępca sam złożył rezygnację z pracy.
Minister tłumaczył również, że trudno jest w ramach audytu ocenić, na którym etapie dokumenty zaginęły i czy trafiły one do prezydenta Lecha Kaczyńskiego przed podjęciem przez niego decyzji o ułaskawieniu Adama S. Łaszkiewicz powiedział, że "maksymalna liczba osób", które mogły mieć dostęp do nich, to "pięć, sześć", a ostatnią osobą, która miała z nimi kontakt, był ówczesny prezydencki minister odpowiedzialny za sprawy prawne Andrzej Duda.
Łaszkiewicz poinformował też, że minister Duda nie był, w ramach audytu, pytany o ułaskawienie Adama S. Według niego prawo przesłuchania w tej sprawie mają jedynie organy ścigania.
Minister podkreślił, że medialne doniesienia w sprawie ułaskawienia Adama S. były "na tyle niepokojące", że szef Kancelarii Prezydenta zarządził zewnętrzną kontrolę dokumentacji wytworzonej w Kancelarii Prezydenta, którą przeprowadził emerytowany sędzia Sądu Najwyższego - specjalista od prawa karnego. Minister nie chciał ujawnić nazwiska tego sędziego.
Jednocześnie zaznaczył, że kontrola nie dotyczyła samego faktu ułaskawienia Adama S., gdyż to było tylko i wyłącznie prerogatywą ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego i na ten temat nie możemy dyskutować. "Czym innym jest przygotowanie stosownej dokumentacji, która trafia na biurko prezydenta" - podkreślił Łaszkiewicz.
Adam S. - jak podaje Kancelaria Prezydenta - został skazany za przestępstwa polegające na podżeganiu świadka do składania fałszywych zeznań oraz oszustwo na łączną karę 1 roku i 10 miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okres 3 lat, grzywnę w wysokości 30 tys. zł oraz obowiązek naprawienia szkody, tj. zapłaty ponad 122 tys. zł.
Łaszkiewicz dodał, że Adam S. wystąpił sam z wnioskiem do prezydenta o ułaskawienie 5 lutego 2009 roku. Pytany o związki Adama S. z rodziną Dubienieckich powiedział, że wcześniej jego obrońcą był Marek Dubieniecki.
Minister poinformował, że kontrola wykazała, że ocena prośby Adama S. w Biurze Obywatelstw i Prawa Łaski "nie do końca była nierzetelna". Jak zaznaczył Łaszkiewicz, krótki okres między jego skazaniem a ubieganiem się o ułaskawienie dowodzi, iż praktycznie nie odczuł on skutków skazania.
Łaszkiewicz zwrócił też uwagę na szybki tryb ułaskawienia Adama S., trwający kilka miesięcy, podczas gdy procedura ułaskawianie w tamtym czasie trwała średnio około roku. Podkreślił też, że na początku czerwca prezydenta Lech Kaczyński podjął decyzję o ułaskawieniu Adama S. mimo negatywnego stanowiska prokuratora generalnego z końca maja 2009 roku.
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.