Pan Abdellah Brah Brahim ma dziś 94 lata, zatem w 1936 roku miał lat 16 i… Oniemieliśmy!!
Po drodze kierowca pyta koczowników na koniach o drogę. W końcu docieramy na miejsce, choć jak wcześniej wspomniałem, mam spore wątpliwości, że to właściwe miejsce. Wątpliwości te rozwiewa jednak ostatecznie najstarszy mieszkaniec tej niewielkiej oazy – 67 letni, energiczny i wesoły pan Mohammed Brahim, który opowiada nam o swojej pracy u komendanta Commelin! Pracował u niego przez 6 lat i okres ten wspomina jak najlepiej. Commelin był hojnym pracodawcą, każdego roku podwajał mu wysokość pensji. O tam na wzgórzu był jego dom. Potem przeprowadził się tu, bliżej nas. Pan Mohammed opowiada ze szczegółami losy rodziny Commelin. Kobieta, którą poślubił, należała do libijskiego plemiona z Fezzanu, które licznie przybyło w te strony emigrując ze swojego kraju z powodu wojny z włoskim najeźdźcą. Mieli 11 dzieci, w tym 6 córek i 5 synów (Nowak podaje sumę 12 dzieci). Gdy dzieci nieco podrosły, Commelin sprzedał swoje stada wielbłądów, krów, owiec i kóz i przeprowadził się z całą rodziną do Mao, aby dzieci mogły uczęszczać do szkoły. Dalsze losy rodziny nie są jasne, ale nawet nasz kierowca kojarzy jedną z córek Commelin, która mieszkała z mężem w Mao, a następnie wyjechali do Libii – ojczyzny jej matki.
Zagaduję grupkę mieszkańców Bir Ueli, jak im się żyje. W porządku, nie narzekają. Macie studnię ręczną, czy pompę? Ręczną. Doświadczamy tego, gdy częstują nas wodą – jest mętna, pierwszy raz taką widzę w tych stronach. Ma także słonawy posmak. Rozmawiamy jeszcze chwilę i żegnamy się, czas na powrót do Mao. Na odchodnym szef wioski rzuca: pompa do studni by się nam przydała…
W drodze powrotnej rozmawiam z kierowcą o pompach. Przy uczęszczanych szlakach każda wioska ma pompę. Informują o tym tablice o treści „woda dla (nazwa miejscowości)” oraz dwie flagi – Czadu i Unii Europejskiej. Studnia z pompą jest głęboka na ok. 65 m i dzięki temu woda jest naprawdę czysta i zdrowa. Ręcznie kopane studnie mają najwyżej 25 m. Okazuje się, że koszt budowy studni w Czadzie jest stosunkowo niewielki – ok. 10 000 zł. Podejrzewam, że są to inwestycje dotowane przez państwo. Tak czy inaczej, myśl o studni dla Bir Ueli się w nas rozwija, a wszystkich, którym bliska byłaby idea jej ufundowania, prosimy o kontakt!
Powrót
Do Mao docieramy wieczorem, tym razem nocujemy w domu rodzinnym pewnego bardzo pomocnego człowieka, szefa organizacji pomocowej, Czadyjczyka, urodzonego w Mao, ale dobrze wykształconego i obytego świecie. Wieczór upływa na rozmowach o realiach życia na miejscu. Dziewczyny są bardzo ciekawe zasad wielożeństwa. Malloum chętnie odpowiada na pytania. Sam ma dwie żony, jego ojciec ma trzy. Jak cię stać, prawo dopuszcza posiadanie nawet 4 żon. Przy czym pierwsza żona ma najwięcej do powiedzenia, także w kwestii akceptacji pozostałych.
Nazajutrz żegnamy się z naszym gospodarzem i idziemy załatwiać ostatnią ważną sprawę – wizyta w merostwie (urzędzie miasta) i montaż czwartej – ostatniej naszej pamiątkowej tabliczki. Mer Mao przemiły, wyraża zgodę na montaż tabliczki w tutejszym muzeum. Jeszcze tylko zgoda dyrektora samego muzeum. Okazuje się, że to nie takie oczywiste, dyrektor, choć również uprzejmy, prosi o uzasadnienie. Umówiony wcześniej samochód od dawna na nas czeka, dzwonią, ponaglają, ale trzeba trzymać fason do końca. Opowiadam więc o tym, jak ważnym miejscem dla Nowaka było Mao, i jak wiele Mao może „na Nowaku” zyskać. Prawdą jest, że nasz podróżnik napisał, że pobyt w tym mieście należał do jednych z najmilej wspominanych. Z kolei po powrocie do kraju nie raz opowiemy publicznie o wizycie w Kraju Kanem, po którym dopiero od niedawna można tak swobodnie podróżować. I to przekonuje ostatecznie dyrektora. Ale wszyscy odradzają montaż tabliczki na zewnątrz, w obawie przed dzieciarnią, która może połakomić się na takie trofeum. Montujemy ją w jedynej salce ekspozycyjnej. Wspólne zdjęcie i odjazd!
N’Djamena raz jeszcze
W stolicy jesteśmy już po raz trzeci. Czeka tu na nas Maciej Pastwa, znana i barwna postać, ściśle związana z promocją Kazika od wielu lat. Maciej był także liderem etapu przez Kongo Brazzaville i uczestnikiem etapu RŚA. Teraz jedzie budować swoją studnię w okolicach Bangui. Spędzamy razem cały dzień. Warto przytoczyć pewną sytuację, która miała miejsce podczas wspólnej wizyty naszej piątki na pobliskim targowisku. Otóż gdy kupowaliśmy od jednej kobiety łyżki z tykwy, Ulla zauważyła, że pewien chłopak korzystając z chwili nieuwagi, dyskretnie wyjął jej z torebki telefon. Gdy zorientowała się co się stało, złodziej był już kilkanaście metrów dalej. Szybka decyzja i pobiegliśmy za nim. Ten uciekał, skręcił w przecznicę. Gnałem co sił, choć bez większej nadziei na sukces. Tymczasem, gdy dotarłem do skrzyżowania, inni ludzie wskazywali mi kierunek, w którym chłopak uciekał. Kolejna przecznica – to samo, niczym drogowskazy, doskonała współpraca. Nie biegnę sam – wiele postronnych osób dołącza się do pościgu. W końcu natrafiamy na żandarmów, a Ci zorientowawszy się w sytuacji, przejęli przewodnictwo pościgu. Dopadliśmy chłopaka po krótkiej chwili na podwórku jego własnego domu. Oddał telefon natychmiast, żandarmi dopytywali mnie, czy aby nic innego nam nie zginęło. Tymczasem na ulicy zebrał się już spory i głośny tłumek, zachwycony sukcesem pogoni za złodziejem. Atmosfera wskazywała wręcz, że zaraz dojdzie do linczu! Ostatecznie udaliśmy się wraz z żandarmami do pobliskiego komisariatu i tam podziękowaliśmy za pomoc. Nie wiemy, jaki los spotkał złoczyńcę, w każdym razie jeszcze przy nas oberwało mu się batem po głowie. Gdy wyszliśmy z komisariatu, zgromadzona publiczność pozdrawiała nas i z uśmiechem gratulowali pojmania kieszonkowca.
Czy warto do Czadu?
Pamiętam nasze obawy, związane z wyjazdem do Czadu. Wszystkie informacje, jakie udało mi się zebrać wskazywały, że kraj jest niebezpieczny, panuje powszechna korupcja i kradzieże, a miejscowa ludność będzie do nas nastawiona wrogo. Rzeczywistość całkowicie zweryfikowała nasze obawy. Czuliśmy się tu bardzo bezpiecznie. Nie wiem, czy w Polsce moglibyśmy liczyć na taką współpracę ludzi w ujęciu złodzieja. Korupcja też okazała się raczej śladowa. Przed wyjazdem liczyliśmy się z tym, że przyjdzie nam nie raz zapłacić łapówkę policji czy innym służbom, ale nic podobnego. Tylko raz spotkaliśmy się z taką sytuacją, ale oficer poddał się po krótkiej i uprzejmej wymianie argumentów – bez pokwitowania nie zapłacimy!
Z całą pewnością mieliśmy dużo szczęścia. Czad dopiero od niedawna jest spokojnym krajem, po którym turyści mogą poruszać się w miarę swobodnie. Nawet położony na dalekiej północy region Tibesti (najwyższe góry Sahary, wulkan o wys. 3415 m.n.p.m.) można dziś odwiedzić bez przeszkód. A trzeba pamiętać, że miejsce to od wielu lat było dla turystów niedostępne. Dlatego zachęcam wszystkich podróżujących do odwiedzenia Czadu! Autobusy regularnie kursują po całym kraju, w wielu większych miejscowościach są hoteliki, a w mniejszych można liczyć na gościnność mieszkańców. Benzyna dzięki otwarciu chińskiej rafinerii pod N’Djameną tanieje niemal z dnia na dzień. Jeszcze niedawno litr kosztował 6 zł, teraz – 3 zł.
Jednak kraj ma teraz także poważny problem. Czadyjczycy w ostatnich 40 latach licznie emigrowali do swojego północnego sąsiada – Libii. W wyniku wojny w tym kraju dziś wszyscy wracają. Stanowi to bardzo poważny problem społeczny, gdyż nie ma dla nich pracy na miejscu. Sami widzieliśmy w Mao niezwykle obładowane dwie wielkie ciężarówki, które właśnie przyjechały z Libii wioząc dobytek życia wielu Czadyjczyków. Na miejscu zorganizowano tymczasowy obóz humanitarny. Nie ma się co dziwić, że Czadyjczycy otwarcie kibicują Kaddafiemu w libijskiej wojnie.
I to już koniec naszej podróży, naszego etapu, naszej czadyjskiej przygody. A na sam koniec, kilka słów od Andrzeja.
[Dominik]
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.