Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.
Znam kilka takich osób.
Choruje od urodzenia, mimo to jest wrażliwym pełnym serca człowiekiem. Każdego dnia zmaga się stawiając sobie wyzwanie między codziennością, szkołą, talentami, rozwojem osobistym a chorobą.
Realizuje się wokalnie i gra na instrumencie.
Kontynuuje naukę w dziennej (jednej z najlepszych)szkole muzycznej II stopnia w wielkim mieście.
Jest prawdziwym światłem, który wskazuje z bożą pomocą drogę i świadectwo innym.
Widać w niej spełnianie bożego planu i jego prowadzenie.
"Przyszedł do mnie kiedyś jeden chłopak, na którego mówiono Mały. Skarżył się, że nikt w szkole ani na podwórku nie chce zobaczyć, że on jest taki sam, jak inni, i że w ogóle jest, bo oni udają, że go nie ma...
- Nikt się do mnie nie uśmiecha!- mówił - Nikt nigdy nie woła: Chodź z nami Mały! Nikt nie zapyta: A co ty, Mały o tym myślisz?
Kiedyś, gdy powiedziałem:
Wiecie, ja myślę.... to ktoś krzyknął: Czy Ty w ogóle potrafisz normalnie myśleć, skoro masz matkę - wariatkę, a Twój tata myśli tylko jak się upić? - Mały pociągnął nosem, jakby miał się rozpłakać, ale mówił dalej:
- Bo widzi pan, moja mama leczy się na głowę, ale jest normalna i bardzo mądra.
A tata? Co ja zrobię, że on pije? Ale jest dobry; chociaż czasem... Nie chce mi się żyć! Nie chcę chodzić do szkoły! Nawet na wychowanie fizyczne, bo jak się przewrócę, to nikt nie chce mi podać ręki, jakbym był niebezpieczny....
Chciałem go przytulić, pocieszyć, ale nagle ktoś wszedł do salki, w której rozmawialiśmy. Był to Marcin ze szkoły specjalnej, którego przygotowywałem do egzaminu kończącego rok szkolny. Nie mógł się uczyć z innymi dziećmi.
Marcinowi bardzo trudno było mówić, a nawet myśleć, ale chętnie słuchał i umiał się pięknie dziwić. Teraz podszedł do Małego i zapytał niewyraźnie cichym głosem:
- Kto ty jesteś?
Mały nie roześmiał się, tylko uśmiechnął się do niego i wyciągnął rękę, mówiąc:
-Jestem Mały - tak na mnie mówią, a ty jak masz na imię?
Marcinowi było bardzo trudno wymówić swoje imię, zaczął się jąkać:
-Jestem Ma- Mua.- Ma - Muuummm.....
- Muminek?- zapytał Mały.
Myślałem, że Marcin się rozgniewa za przezwisko, ale nie; spodobało mu się to nowe imię.
- Muinek! Jestem Muuuiinek!- wołał ucieszony.
Wtedy wywołał mnie z Sali jeden nauczyciel. Poprosiłem Małego: "Weź ten podręcznik i przeczytaj bardzo wolno Marci.... nie! - Muminkowi o tutaj, o przyjaźni, dobrze?" Kiedy wróciłem do salki stanąłem oniemiały.
Mały nawet mnie nie zauważył, bo tłumaczył Muminkowi to, co miał tylko przeczytać. Muminek bardzo mocno myślał, ale chyba nie do końca rozumiał, więc Mały podbiegł, objął Muminka i przytulił. Zaraz potem wziął go za rękę i powiedział: "Przyjaciel to ten, kto może Cię zawsze przytulić i powiedzieć:
Nie martw się- będzie dobrze, razem damy sobie radę". Muminek aż podskoczył z radości, okręcił się dookoła, wołając: "Maaały - przyyyaaciel Muiiinka!"
Po zajęciach Mały zapytał, czy mógłby pomagać muminkowi w nauce i przyprowadzać go do szkoły. Ucieszyłem się, bo jego babcia nie zawsze miała czas.
I tak rozpoczęła się niezwykła przyjaźń Małego i Muminka. To było dziwne- Mały nie wstydził się chodzić z Muminkiem po ulicach i po sklepach, choć Muminek wyglądał trochę dziwnie, a kiedy się cieszył, to podnosił Małego i kręcił się w kółko, co bardzo dziwiło przechodniów.
Dzieciaki mówiło o nich: "Dobrały się dwa wariaty- jeden głupi, drugi głupokowaty" . Ale Mały się tym nic a nic nie przejmował. Chodził z Muminkeim wszędzie, a tak się lubili i rozumieli, jakby nie byli przyjaciólmi, ale rodzonymi braćmi.
Któregoś dnia Kamil- kolega Małego, zapytał go, czy mógłby pójść z nim po lekcjach na basen. Mały odmówił, gdyż musiał odebrać ze szkoły Muminka. Nigdy nie mówił o nim Kamilowi, więc skoro nadarzyła się okazja zaczął opowiadać o swoim wspaniałym przyjacielu:
- Wiesz, bo w szkole to te dzieci też muszą się uczyć, ale..... - nie zdążył dokończyć
- Eeee, nie opowiadaj o głupkach! Lepiej powiedz, czy masz już tą nową grę komputerową, którą miała kupić Ci mama? A widziałeś wczoraj "Spidermana" - był świetny odcinek!
Ale Mały nie chciał mówić o "Spidermanie", pragnął opowiedzieć coś o Muminku , ale Kamil nie chciał go słuchać. Zawiedziony Mały wyjrzał za okno.. i zobaczył czekającego Muminka, wybiegł ze szkoły.
Patrzyłem przez okno jak bardzo cieszył się Muminek - podnosił Małego, kręcił się z nim. Dzieci, które wyjrzały za okno zapytały:
- Czemu pan patrzy na tych głupków?
- Gdybyście wy mieli takie serca i tak pojmowali przyjaźń jak oni! Chciałbym być tak szczęśliwy!
Ale dzieciaki nie wiedziały, o co mi chodzi......"
źródło: http://www.zosia.piasta.pl/muminek.htm
Tak znam takie osoby. Znam też o wiele więcej osób które od urodzenia obdarzone zostały przez naturę, rodziców, a potem jeszcze pomnożone różnymi sprzyjającymi okolicznościami sprawności, zdolności, przymioty, zdrowie jak u konia, pieniądze i długo długo by jeszcze wyliczać, a wcale nie potrafiące cieszyć się z życia. Nie "cieszyć się z życia", a właśnie cieszyć, tak po prostu, że się jest.
A poza tym, kto tak naprawdę jest bez wad "od urodzenia"? W najprostszym przypadku: malutki o sukcesach w grze w kosza może pomarzyć, wielkolud albo o coś ciągle zawadza, czasem chciałby się w tłumie skryć, a tu się nie da, w przykucu raczej podąźyć się nie da. Upraszczam, ale tych ułomności każdy ma sporo, tyle że jedne bardziej inne mniej codzienną egzystencję utrudniają. Bywa, że się zdanym na opiekę, pomoc taką zwykłą, jest mimo świetnego "sprawnego" urodzenia. Zresztą temat jest tak szeroki, że można by tu "filozofować" do upadłego.
Czy niepełnosprawny może się cieszyć? Pewnie, ważne by mu tej możliwości nie odbierać: nieobecnością, również przesadną troską.
Droga redakcjo - brak odpowiedzi "Jestem taką osobą" (skoro jest dopuszczalna odpowiedź "Nie znam nikogo takiego").
Zawsze "Tak" można zinterpretować jako "Tak, siebie".
Co prawda siebie podobno najtrudniej poznać, ale co do cieszenia się z życia, to nie ma co do poznawania: albo się cieszę albo nie.
"Niestety" ciągnie mnie zawsze, żeby "wytykać" mówienie o osobach niepełnosprawnych trochę w trzeciej osobie (czy *oni* się cieszą).
Ukłony w pas. :-)
Ludzie niepełnosprawni tak my czują,śmieją się,płaczą i dają miłość.Tylko czy my to widzimy?