Grób został udostępniony wiernym w niedzielę rano. Przed bazyliką ustawiają się długie kolejki.
Do awarii doszło ok. godz. 12.30. W Madrycie nie działają m.in. sygnalizacja świetlna i metro.
Uprawnionych do głosowania jest 135 kardynałów, którzy nie ukończyli 80 lat.
Obowiązujące zasady mają uwolnić proces wybory papieża od nacisków władz świeckich.
Nieoficjalnie wiadomo, że kardynałowie są za tym, by zaczęło się ono 5 lub 6 maja.
Jednocześnie powiedział, żę jest zaskoczony i zawiedziony dalszym rosyjskim bombardowaniem Ukrainy.
Porzucacie kapłaństwo, oświadczacie, że bóstwo Jezusa jest dla Was "sprawą wtórną" albo otwarcie je negujecie.
Wasze decyzje nie są Waszą prywatną sprawą, bo i Wy nie jesteście osobami prywatnymi. Mieliście odwagę występować jako nauczyciele Wiary, jako eksperci w rozmaitych mediach, miejcie też odwagę publicznie ogłosić swą decyzję wspólnocie Kościoła. Tej której kiedyś przekazywaliście publicznie wiarę, powiedzcie o swojej niewierze.
Szanuję decyzję ale nie wiem po co ten rozgłos.
Za tych, którzy utracili wiarę, trzeba się modlić..."
Kolejny raz Pan Bóg pokazał nam, że wiara jest łaską.
Zastanawiam się, kiedy ostatni raz dziękowałem Mu za nią?
I nie potrzeba z naszej strony żadnych więcej komentarzy, ponad komentarz "od redakcji"
Jezus mówi " Ci którzy wytrwają do końca ..."
To bardzo trudne.
Już Piotr apostoł próbował "Panie nie może to nigdy przyjść na Ciebie..." i otrzymał odpowiednią odpowiedź.
Nasz rozum jest skażony grzechem, bez Ducha Świętego zawsze zbłądzimy. Szczególnie kiedy rozum osiąga wyżyny i wydaje się nam, że teraz już nie ma mocnych na nas.
Nie pierwszy to raz kiedy mądrość ludzka schodzi na psy, a z ludzi słabych czasami ledwie dwuklasowych robi Bóg geniuszy teologii i wiary. Św.Faustyna, Św.Teresa od dzieciątka Jezus i wiele innych.
Rozbicie Kościoła zawsze zaczynali ludzie wybitni, kiedy zaczynali wierzyć w swój wymyślony obraz Boga.
Nie wiem czy wiesz, ale akt apostazji nie wynika z braku wiary. Oznacza on po prostu głęboką niezgodność z kościelną dogmatyką, która stała się dla prof. Węcławskiego zbyt wąską. Nie podejrzewam, by odsunął się on od Boga; po prostu na płaszczyźnie teoretycznej uważał, iż wiara katolicka zawiera zbyt wiele sprzeczności, zawężeń i interpretacji, które, w swoim sumieniu, uznał za nieprawdziwe. Ani ja ani nikt inny nie ma prawa osądzać jego decyzji. Człowiek jest zbyt wielką tajemnicą, aby poznał ją drugi. I nie można tu rodzielać między człowiekiem a księdzem, bo prowadzi to i tak do braku szacunku do człowieka (ocenianego z perspektywy jego funkcji społecznej, a taką jest przecież kapłaństwo). Nie rozumiem również nawoływań do modlitw i aktów rozpaczy spowodowanych tą decyzją. Nie przyszło nikomu do głowy, iż Węcławski postępuje zgodnie zz wolą Bożą? Czy życie w prawdzie i uczciwości, w zgodności ze sobą nie ma większej wartości niż trwanie w stanie duchownym, nie przynoszącym "owoców"?
Wydanie "wojny" chorobie, jaka trawiła kościół (zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy Paetza i Wielgusa) jest świadkiem jego niezłomności i chęci służenia prawdzie. Prawdzie, któą Węcławski uważał i uważa za naczelną w swoim życiu wartość. To był dowód odwagi- wystąpić przeciw swojemu zwierzchnikowi, który niszczył kleryków molestując ich seksualnie. Tylko osoba "ślepo" zapatrzona w autorytet, jaki winien (inną kwestią czy coś takiego istnieje) cechować pasterza diecezji, może stwierdzić, iż Węcłowski zrobił źle, ratując kleryków przed zboczeńcem i chorym człowiekiem Paetzem.
Już św. Augustyn, ojciec i doktor Kościoła, mówił, iż Pismo św. i wszelka nauka nie mogą pozstawać w sprzeczności i w sytuacji, kiedy dochodzi do konfliktu należy tak interpretować Biblię, aby w takowej sprzeczności nie pozostawała. Inaczej naraża się wiarę na śmieszność. Odejście nie tylko Węcławskiego, człowieka moralnie nieskazitelnego, a także Bartosia i Obirka dobitnie pokazuje, iż w Kościele dzieje się źle. Z wielkiego wietrzenia,, jakim miał być Sobór Wtykański, nie wyszło za wiele. Bo czy Kościół rzeczywiście jest zbyt wąski i zbyt płytki, by pomieścić takie osoby jak Węcłąwski, Obirek, Bartoś, Kung czy Deweermann?
Myślmy więc o nich życzliwie, nie okazując im litości lecz szacunek, wynikający z olbrzymiej odwagi jaką wykazali się w swoich decyzjach.
Zrobił jak chciał, trzeba to uszanować, ale na mnie to nie podziałało, wiarę swoją już określiłem i pozostanę jej wiernym, nawet jeśli miałbym pozostać jedynym wierzącym...
Masz rację, że nie wolno nam oceniać ks. Węcławskiego, ale jego działania tak. Absurdem jest myślenie, że w/w mógł dokonać aktu apostazji zgodnie z wolą Bożą. Kościół jest założony przez Chrystusa, poprzez wiarę wierzymy, że również On namaszcza biskupów. Jak oni żyją jest ich wyborem i oczywiście mamy wręcz obowiązek reagować na zło, jeżeli je czynią. Ale Kościół dany przez Chrystusa jest miejscem, w którym mamy żyć, On tego chce. "Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą" Mt. 16,18
A św. Joanna D Arc w. Actes du proccs.: uważam, że Jezus Chrystus i Kościół stanowią jedno i nie należy robić z tego trudności". Czy niezgoda na to, co złe w Kościele usprawiedliwia ucieczkę? Czy tak wyraża się troska o Kościół? Czy w ogóle jest tu troska o Kościół?
Nie wiem jak można rozdzielać osobę od działań. Ocenia się bowiem człowieka na podstawie tego, co czyni (bądz myśli, lecz to z kolei przekłada się na pewne postawy i działania). Absudem jest więc dokonywanie takiego "rozbioru" człowieka.
Co do wiary w biskupów, to hmmmm. Nie wiem czy wolą Jezusa było, by urząd pełnił Paetz, Wielgus czy inni im podobni.(nie wiem czy wiesz jak wygląda "klucz" przy wybieraniu biskupów i co to są ukłądy, które windują na tę pozycję) Zdania dotyczące posłuszeństwa wobec biskupów czy też stwierdzenia, że przemawia przez nich Duch św. lub też są wybierani z wolą Boża nie znajdują absolutnie potweirdzenia na kartach Pisma św.
Co do zdania Chrystusa;owszem, bramy piekielne go nie przemogą, co nie oznacza, iż ni emoże on błądzić. Jest bowiem narzędziem, do tego niedoskonałym. A narzęzia mają do siebie to, że się zużywają i stają się bezużyteczne...
Czy droga do świętości musi biec przez Kościół? Uważam, że nie. Pamięaj, że tylko z miłości rozliczani będziemy...
A mówienie tu o zdradzie Węcłąwskiego jest nie na miejscu-on Wam nic nie przysięgał ani nie ślubował.
Z całym szacunkiem dla T. Węcławskiego (Jezus wzywa nas do miłości i modlitwy), ufam, że Kościół w Polsce sprosta szybko i temu nowemu wyzwaniu...
Nie wiem z kąd się wziąłeś ze swoim myśleniem i gdzie się chowałeś. Dawno już nie słyszałem podobnych bzdur. W swoich wypowiedziach sam sobie zaprzeczasz. Przeczytaj co napisałeś. Wynika z tego że nie wiesz co mówisz.
Kościół jest ciałem Jezusa, jak pisze Św.Paweł apostoł, jest więc nierozerwalnie złączony z Jezusem. Stanowi z nim jedność. Jak można wyjść z kościoła, czyli niejako amputować się od Jezusa i jednocześnie z nim być?
Albo kościół jako rodzina. Czy jak się powie ojcu i matce nie jestem już waszym synem, to przestaje się nim być?
Jeszcze do tego mówić ja wcale was nie zdradziłem, ja dalej w was wierzę, Tylko nie mogę na was patrzeć i z wami żyć, bo nic u was mi nie pasuje. Odłączam się nie jesteście już moją rodziną!
Nie potrafisz odróżnić osoby od czynu, to bardzo źle. Jeżeli dziecko źle robi to matka nie ma wyboru i musi całkowicie potępić swoje dziecko?
Czy nie jest tak, że dalej kocha swoje dziecko jednak nie zgadza się ze złym postępowaniem?
Co brakowało Adamowi i Ewie w raju?
Co spowodowało że postawili na swoim?
Mój drogi nic do dziś się nie zmieniło, powody są te same.
Jeżeli w rodzinie źle się dzieje, tym bardziej jestem im potrzebny aby pomóc. Ucieczka to zwykłe tchórzostwo i nie ważne w co się to oprawi, nie ważne jakich użyje się wzniosłych powodów. Jakkolwiek nie obrócić kota, to zawsze będzie to kot.
Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty to wspólnota. Bóg powołał Abrahama aby uczynić z niego wspólnotę, Naród Wybrany, a nim wszystkie narody. Jezus powołał apostołów, stworzył z nimi wspólnotę. Kościół to wspólnota, wspólnota grzeszników, ale wspólnota.
"Bóg jest Miłością" z miłości powstaje wspólnota. Kochać trzeba kogoś. Jak kocha się siebie, nazywa się to egoizmem i jest to miłość która zabija. Wszystkich dookoła i siebie samego.
Nie na darmo szatan jest nazywany tym który dzieli.
To co robią ci którzy odchodzą to podział. Więc kto nimi kieruje?
Temat jest obszerny z wiadomych powodów musiałem go skrócić. Zastanów się mój drogi gdzie jesteś i dokąd zmierzasz. Czy kierujesz się mądrością Bożą, czy swoją?
My tak naprawdę nie wiemy co jest dla nas dobre. Jeżeli zaufamy sobie, skończymy jak T.Więcławski. Żal mi go.
W tak ważnych jak ta sprawa nie to jest istotne jakie jest nasze zdanie, czy co my uważamy, tylko ważna jest nauka Kościoła . A ta jest bardzo klarowna. I nie istotne jest co Ty czy ja, czy ktoś myśli. Na tym polega życie wiarą, często wbrew temu co podsuwa rozum. Poczytaj pisma świętych, np. św. Faustyny, czy św. Jana od Krzyża czy chociażby encykliki Jana Pawła II. Z miłości będziemy sądzeni, ale z miłości, a nie naszych wyobrażeń miłości. Czy mówienie o zdradzie ks. Węcławskiego jest nie na miejscu? Nic nam nie ślubował? Na prawdę?
Czy ja kiedykolwiek mówiłem, że zgadzam się w pełni z doktryną kościelną? Nie. Jeśli zaś chodzi o doświadczenie i o powagę urzędu kościoła, o której wspominasz (pozwolę sobie pisać na "Ty", jest mniej formalne), to polecam dzieło Abelarda "Sic et non". Abelard jako zakonnik, człowiek oddany kościołowi, na łamach 300 stron przytacza tezy czy też dogmaty, przy których przez kilka wieków obstawał kościół, o które walczył, a które później, z niezrozumiałych powodów zmienił.(vide sprawa, którą rozstrzygnięto niedawno w kościele, a która dotyczyła dzieci, które zmarły zaraz po narodzeniu, bez chrztu) Jak to się ma do stałości poglądów?(pomijam milczeniem kwestię, że takie zagadnienia jak walka z aborcją czy wartości jak wolność, równość i braterstwo NIE wypłynęły z kościoła, a zostały, i to relatywnie niedawno, przezeń przyswojone). Nie jestem człowiekiem walczącym z kościołem, uważam tylko, iż każdy człowiek ma indywidualną drogę do zbawienia, która niekoniecznie musi prowadzić przez kościół. Czy Bóg nie zbawi osoby, która jest moralnie nienaganną i dobrą, ale pozostającą poza wspólnotą? Jak więc jest ta ekonomia Zbawienia? Co do Twojego komentarza dot. moderacji-takie coś przerabiano już za komuny. Nie wiem, czy jest to strach przed kimś, kto ma odmienne niz Ty poglądy? Nie wiem skąd się wiął u Ciebie pomysł na cenzurowanie; to raczej niebezpiezne zapędy.
Ido- Bóg obdarzył nas rozumem, abyśmy go używali i szukali Go za jego pomocą. Nie można z najcenniejszego daru nie robić użytku. Jeszcze raz polecam ci lekturę Augustyna, człowieka niezwykle mądrego i "praktycznego"-tam (i nie tylko tam, bo wątki znajdziesz też u Tomasza) znajdziesz wykładnie w sprawie rozbieżności między rozumem a wiarą. Nie wiem jak Ty definiujesz miłość, ale jak zauważysz, to Ty też masz tylko (i aż) wyobrażenie miłości. Nie udało się do tej pory nikomu zdefiniować i podać istoty miłości. Postępowanie Węcławskiego, moim zdaniem, jest działnaiem w jej ramach.
Drogi Jerzy; prosiłbym o konkrety a nie o ogólnik typu:piszesz bzdury. Czy z Jezusem można być związanym tylko na jeden sposób? Jeśli tak, to powiedz mi gdzie On o tym mówi (dla mnie wykładnią jest nauka Jezusa, nie Pawła. Nie od dziś zresztą różnej maści teologowie wykazują, iż są to dwie, różńe zresztą od siebie nauki).
Co do Twoich pytań; Węcłąwski nie powiedziął Bogu:nie jestem Twoim synem. Jestem, chcę nim być, tylko zmieniam swój sposób działania. On nie odrzuca Boga! Podejrzewam, iż pozostaje z Nim w głębokim zjednoczeniu. Czasami bywa tak, że od rodziny trzeba odejść, by podjąć terapię. Bo rodzina potrafi być toksyczna, zamknięta w sobie, deprawująca, zła.
Adamowi i Ewie nic nie brakowało, poza tym, że pragnęli wiedzy. Wiedza zaś z natury nie jest czymś złym. Wiesz zapewne, iż Księga Rdz. traktowana jest przez kościół metaforycznie; jeśłi zaś chodzi o pychę, to chyba jednak w wypadku odejścia Węcławskiego nie uświadczymy jej. Jeśłi powiesz, że tak, to proszę o przykład.
Zaufać Bogu to zaufać swojemu sumieniu. To stosować się do zasady:nie szkodz nikomu, nie sądz, miłuj.A Węcławski ufa Bogu, czego już nie raz dowiódł. Wspólnota potrafi zniszczyć, potrafi zejść na manowce. I nie uważam wcale decyzji Węcławskiego za szatańska, ale za zgodną z sumieniem.
Kościół podkreśla, iż człowiek jest jego drogą; lubi jednak, niestety,bardzo po tej drodze deptać. Nie chodzi mi o bezmyślne krytykanctwo, jak czyni to chociażby Senyszyn, ale o rozsądną polemikę, która niejednokrotnie uzdrowiała chore sytuacje.
Zgadzam się z poglądem Pawła Lisickiego (przedstawionym na jego blogu), że brak jakiejkolwiek polemiki z Węcławskim jest znakiem martwoty polskiej myśli teologicznej. Ci co mogliby z nim polemizować (np. Dzidek, Hryniewicz czy prawosławny teolog Pańkowski) nie zrobili tego z różnych powodów, inni pewnie chcieliby ale "armat nie starczyło".
Nie zgadzam się całkowicie z tym, że czyn Węcławskiego jest przejawem rahneryzmu praktycznego. Jeśli przeczytamy książeczk ę niejakiego Theissena "Czas Jezusa" (powinno być "Socjologia ruchu Jezusa" - bo tak brzmi tytuł oryginalny), na której w dużej mierze oparł Węcławski swoje aktualne wykłady w Pracowni Pytań Granicznych to wszystko jest jasne. Analizując Jezusa i Jego środowisko z punktu widzienia czystej socjologii zwątpił przekaz wiary. To się zdarza. Onegdaj było to udziałem Rafała Smoczyńskiego, współtwórcy "Frondy" i "wojującego" katolika o zabarwieniu ewidentnie konserwatywnym. Skoro mają miejsca nawrócenia na wiarę ludzi niewierzących, to dlaczego nie miałoby dochodzić do porzucenia wiary? Ludzkie wnętrze jest zaiste nieprzeniknione. Publiczność bulwersuje sam akt apostazji, tak rzadki w Polsce. U nas wiarę raczej po cichu się porzuca, bez ogłaszania tego, bez pisania. Inżynier Węcławski (bo taki jest chyba jego pierwotny zawód) postąpił w sposób zorganizowany, poznański i systematycznie konsekwentny.
Mnie natomiast zastanawia co innego. Jezus nie wyszedł z kręgu zainteresowań Węcławskiego. To oczywiste. Ciekaw jestem jak odniesie się do Niego teraz. Z perspektywy człowieka wolnego od Kościoła, od wiary, od misji, która go tak ostatnio męczyła.