Czołowe dzienniki amerykańskie i europejskie opublikowały w niedzielę wieczorem na swoich stronach internetowych omówienie 250 tys. poufnych depesz dyplomatycznych z ambasad USA, które udostępnił portal demaskatorski Wikileaks.
Dokumenty zawierają "brutalnie szczere" opinie na temat zagranicznych przywódców i "szczerą ocenę" zagrożeń terrorystycznych i nuklearnych - napisał amerykański "New York Times", który obok brytyjskiego "Guardiana" i francuskiego "Le Monde" zamieścił omówienie depesz dyplomatycznych.
Ujawnione raporty informują między innymi o tym, że kraje arabskie i sam król Arabii Saudyjskiej wzywały USA do zbombardowania Iranu. Rijad naciskał na Waszyngton, by "położył kres irańskiemu programowi nuklearnemu" i "uciął głowę węża". Również politycy z Bahrajnu i Jordanii apelowali o przerwanie irańskich zbrojeń "wszelkimi możliwymi środkami".
Inne dokumenty zawierają informacje, że Iran otrzymał od Korei Północnej zaawansowane technologicznie pociski rakietowe, mogące uderzyć w Europę Zachodnią, a USA niepokoiły się, że Teheran może wykorzystać otrzymane rakiety, jako elementy składowe do budowy rakiet dalekiego zasięgu.
Z korespondencji dyplomatów wynika też, że minister obrony USA Robert Gates uważa, że jakikolwiek atak militarny na Iran opóźniłby jedynie jego program nuklearny o dwa do trzech lat.
Wśród przecieków są informacje o bezpieczeństwie pakistańskich materiałów nuklearnych, które mogą zostać wykorzystane do skonstruowania bomby atomowej.
Dyplomaci słali raporty o nagminnym wykorzystywaniu przez rząd Chin hakerów. Według ujawnionych dokumentów Pekin prowadził "skoordynowaną kampanię komputerowego sabotażu" wymierzoną w USA i ich sojuszników.
Według amerykańskich depesz dyplomatycznych saudyjscy donatorzy pozostają najważniejszym źródłem finansowania terrorystycznej Al-Kaidy.
Rząd USA potępił publikację tajnych meldunków. "Prezydent (Barack) Obama popiera rządy odpowiedzialne i otwarte w kraju i na świecie, ale ta bezmyślna i niebezpieczna akcja nie sprzyja takim celom" - głosi komunikat Białego Domu.
Przed publikacją przecieków Departament Stanu USA ostrzegał, że akcja Wikileaks może zagrozić życiu wielu niewinnych ludzi.
Również Pentagon potępił w niedzielę Wikileaks. Rzecznik resortu obrony USA Bryan Whitman powiedział, że ministerstwo "podjęło liczne kroki, aby zapobiec takim incydentom w przyszłości" i przytoczył, jako przykład takich działań uniemożliwienie ściągania poufnych danych komputerowych na przenośny sprzęt informatyczny.
Nikt nie został jeszcze oskarżony o przekazanie poufnych informacji portalowi Wikileaks, ale podejrzenie pada na analityka wywiadu Bradleya Manninga, który został aresztowany w Iraku w czerwcu tego roku i oskarżony o to, że był źródłem wcześniejszych przecieków dla Wikileaks.
Ujawniony w niedzielę zbiór ma siedmiokrotnie większą objętość niż udostępniony w październiku przez Wikileaks zestaw około 400 tys. raportów Pentagonu, dotyczących wojny w Iraku.
Demaskatorski portal poinformował wcześniej w niedzielę, że został zaatakowany przez hakerów. Zapewnił jednak, że nawet gdyby przestał funkcjonować, to wspomniane wyżej gazety i tak opublikują przekazane im już wcześniej materiały.
Na kilka godzin przed ujawnieniem dokumentów minister spraw zagranicznych Włoch Franco Frattini wyraził w opinię, że zapowiadana przez portal Wikileaks publikacja tych informacji będzie "11 września światowej dyplomacji". "Materiały te rozbiją relacje zaufania między państwami" - oświadczył Frattini, cytowany przez agencję ANSA.
Agencja AFP pisała w niedzielę przed opublikowaniem dokumentów, że perspektywa ujawnienia poufnej korespondencji dyplomatycznej, pochodzącej z amerykańskich placówek dyplomatycznych na całym świecie "przyprawiała Waszyngton o ból głowy".
USA od kilku dni starały się zredukować problem, jakim będzie upublicznienie dokumentów na temat wielu krajów, kontaktując się z nimi i łagodząc wydźwięk poufnych depesz, które mogłyby zepsuć relacje z sojusznikami. Administracja USA ostrzegła między innymi rządy Wielkiej Brytanii, Australii, Kanady, Danii, Norwegii i Izraela.
Ujawnił to specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy Keith Kellogg.
Rządząca partia PAS zdecydowanie prowadzi po przeliczeniu ponad 99 proc. głosów.
FBI prowadzi śledztwo, traktując incydent jako "akt przemocy ukierunkowanej".
Zapowiedział to sam papież w krótkim pozdrowieniu przed modlitwą „Anioł Pański”.