Sztandarowym hasłem lewicy, wracającym jak czkawka przy różnych okazjach jest rozdział kościoła od państwa. A gdyby tak przeciwstawić mu hasło ROZDZIAŁ LEWICY OD PAŃSTWA?
Przeciwnie bowiem jak to jest z kościołem, którego wpływ na państwo jest zerowy, wszystko co dla kościoła ważne kościół musi wywalczyć i zawierać niesatysfakcjonujące kompromisy, a lewica nawet nie mając reprezentacji w parlamencie i rządzie - ciągle ma wielki wpływ na państwo. Można odnieść wrażenie, że nawet rządzi.
Przeciwnie bowiem jak to jest z kościołem, którego wpływ na państwo jest zerowy, wszystko co dla kościoła ważne kościół musi wywalczyć i zawierać niesatysfakcjonujące kompromisy, a lewica nawet nie mając reprezentacji w parlamencie i rządzie - ciągle ma wielki wpływ na państwo. Można odnieść wrażenie, że nawet rządzi.
A więc? Czy to nie słuszny postulat?