Pamiętam oburzenie pewnego zacnego katolika, gdy dowiedział się, co Jan Paweł II robił z dawanymi mu w prezencie kielichami i innymi naczyniami liturgicznymi.
Problem co robić z zamrożonymi embrionami do niedawna wydawał się jedynym praktycznym problemem związanym ze sztucznym przekazywaniem życia. Wszystkie inne mogły wydawać się strachami przewrażliwionych etyków. Dziś okazało się, że owe wydumane problemy są jak najbardziej realne. Niektóre amerykańskie ośrodki na zamówienie rodziców produkują upośledzone dzieci.
Coś sprawiło, że temat dyżurny drugiego dnia świąt tym razem nie wypalił. Może pogoda, może zapowiadane kary, ale nie było mrożących krew w żyłach opowieści o chuligańskich wybrykach młodych ludzi, biegających po ulicach z wiadrami wody. I dobrze.
Uświadomienie sobie, że wyznawców Jezusa Chrystusa, który zmartwychwstał, jest tak dużo, dodaje sił.
Wielki Piątek to dla chrześcijan czas zadumy nad wszystkim, co wydarzyło się dwa tysiące lat temu na peryferiach wielkiego świata, w rządzonej przez namiestnika rzymskiego Jerozolimie. W tamtej historii, jak w soczewce, skupiają się odwieczne ludzkie problemy: wielkość i podłość, wierność i zdrada, sprawiedliwość i manipulowanie prawem.
Nawet najświętszy ksiądz nie jest aniołem i zdarza mu się zgrzeszyć.
Kpiny i obraźliwe prowokacje nie są dla chrześcijan niczym nadzwyczajnym. Jednak nie powinni wobec nich milczeć.
Tego artykułu wierzący w Polsce nie mogą nie zauważyć. Szymon Hołownia w Newsweeku w artykule „Gorzkie żale" pisze o wiedzy religijnej Polaków.
Nie możemy zamknąć Jana Pawła II w przeszłości i żyć tak, jakby go już nie było.
Nie zamierzam pisać panegiryku na cześć abp. Nycza. Bardziej interesują mnie główne rysy nowego biskupiego stylu.