Na Słowacji rozpoczął się w poniedziałek bezterminowy strajk nauczycieli zorganizowany przez Związek Zawodowy Pracowników Szkolnictwa (OZPSZAF). Nauczyciele domagają się 10-procentowych podwyżek płac. Rząd odmawia negocjacji ze strajkującymi.
To pierwszy strajk na Słowacji od objęcia władzy przez lewicowy gabinet premiera Roberta Fico w kwietniu br. Na Słowacji pracuje 150 tys. nauczycieli.
W akcji strajkowej bierze udział ok. 80 procent nauczycieli. Nad bramami szkół zawisły transparenty: "Mamy dość! Walczymy o przyszłość naszych dzieci!", "Do kiedy będziemy nauczać za jałmużnę?", "Pożyczamy Grekom, a nie mamy na pensje dla nauczycieli!".
W Bratysławie, Bańskiej Bystrzycy i Koszycach nauczyciele zorganizowali wiece i przemarsze ulicami miast. Na skrzyżowanie Trnavskie Myto w centrum Bratysławy przyszło 2000 osób. "Wstydzimy się naszych zarobków. Pamiętamy nasz entuzjazm podczas aksamitnej rewolucji, kiedy staliśmy w tym miejscu, wiwatując, w padającym śniegu. Dziś nie mamy już żadnej nadziei. Pozostał tylko żal" - mówili rozgoryczeni demonstranci.
Związkowcy żądają 10-procentowych podwyżek, rząd oferuje 5-procentowe. "To podwyżka brutto. Po odliczeniu świadczeń dostaniemy na rękę od 18 do 22 euro" - twierdzą rozgoryczeni nauczyciele.
W strajku bierze udział również część szkół prywatnych i kościelnych. Poparła go Rada Wyższych Uczelni na Słowacji.
Do strajku doszło po wielu miesiącach bezskutecznych negocjacji. Słowaccy związkowcy argumentowali, że ich uposażenie jest niższe niż kolegów z Grupy Wyszehradzkiej. Domagali się również nowych inwestycji, zwłaszcza remontów budynków szkół i wyższych uczelni.
Przeciętne uposażenie brutto nauczyciela w szkole podstawowej na Słowacji wynosi 652 euro, a w średniej - 682 euro. Natomiast średnia płaca w budżetówce wynosi 889 euro. "Nasze płace są niższe niż murarzy, tramwajarzy i ślusarzy" - przypomina szef Związku Pavel Ondek.
Premier Fico uważa jednak, że nauczyciele nie mają prawa żądać zwiększenia uposażeń w sytuacji kryzysu gospodarczego. "Nauczyciele nie dostaną ani centa więcej. Jeśli będą upierać się przy podwyżkach, jedyną drogą będzie zbiorowe zwalnianie pracowników. Rozumiem was. Macie niskie pensje. Ale na Słowacji musimy oszczędzać, mamy kryzysowy budżet, podobny budżet planują inne kraje Unii. Jeśli damy wam podwyżki, natychmiast zażądają ich inne grupy zawodowe" - ostrzegł premier.
"Jesteście i tak w komfortowej sytuacji. W kilkuset szkołach uczy się od 50 do 150 uczniów. Od roku 2006 liczba uczniów na Słowacji zmniejszyła się o 16 procent, ale nauczycieli tylko o 7,7 procent. Czy mamy zacząć was zwalniać?" - zagroził minister szkolnictwa Duszan Czaplovicz.
"To bezprecedensowa arogancja władz w historii słowackiej polityki" - stwierdził z oburzeniem deputowany, uniwersytecki wykładowca, były wiceminister pracy z ramienia Słowackiej Unii Chrześcijańskiej i Demokratycznej (SDKU) Miroslav Beblavy.
13 września nauczyciele przeprowadzili jednodniowy strajk ostrzegawczy, ale ich żądania pozostały bez odpowiedzi.
Protestujący nie otrzymają za dni strajku uposażenia, a związkowcy stwierdzili, że nie mają pieniędzy na finansowe zabezpieczenie akcji strajkowej. Dlatego nauczyciele rozważają, by za kilka dni wrócić do pracy, ale nie prowadzić lekcji, tylko opiekować się uczniami w klasach.
Strajk komplikuje również sytuację pracującym rodzicom, którzy nie mają z kim zostawić dzieci. Mimo to w licznych ankietach Słowacy popierają protest nauczycieli. Swoją pomoc zadeklarowały domy kultury, czytelnie i kluby seniorów.
Z Bratysławy Andrzej Niewiadowski (PAP)
adn/ klm/ kar/
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.