Prapremiera "Nart Ojca Świętego" Jerzego Pilcha w Teatrze Narodowym. Na takie przedstawienie czekałem od lat. Przedstawienie, które zmierzy się z najważniejszym tematem w dzisiejszej Polsce - mitem Papieża - pisze recenzent Gazety Wyborczej.
Jednocześnie pisarz ma wiele wyrozumiałości dla swych bohaterów, pokazuje ludzi, którzy upadają, ale także podnoszą się. Mieszkańcy Granatowych Gór pod wpływem plotki o papieskiej pielgrzymce zmieniają się, choć nie mamy gwarancji, jak trwała to będzie przemiana. Najważniejsze, że Pilch opowiada się za człowiekiem grzesznym i niedoskonałym, ale dążącym do wartości, przeciw radykalizmowi fundamentalistów wszelkiej maści. "Że też na to plemię kary boskiej nie ma. Za życia doskonałość osiągnęli" - zrzyma się ksiądz Kubala na "prawdziwych katolików", którzy pojawili się w miasteczku. Te słowa powinni sobie wyryć na drzwiach kapłani decydujący o obliczu Kościoła. Aktorstwo nad dramaturgią Sztuka Pilcha, odważna jeśli idzie o ujęcie tematu, nie jest arcydziełem z punktu widzenia dramaturgii. Za bardzo obciąża ją proza, z której wyrosła. Żywiołem tego autora jest opowiadanie, tymczasem scena wymaga zdarzeń i działających postaci, których w "Nartach Ojca Świętego" brakuje. Za często tutaj opowiada się o wydarzeniach, zbyt rzadko je odgrywa, co przytłacza przedstawienie. Sztuce pomógłby realistyczny konkret, którego reżyser Piotr Cieplak poskąpił. Nawet wódka nalewana jest symbolicznie. Szwankującą dramaturgię próbował naprawić za pomocą skrótów i zabiegów inscenizacyjnych, wiele dzieje się w warstwie dźwiękowej, słychać m.in. łoskot papieskiego helikoptera i ogłuszającą pieśń "Boże, coś Polskę", która brzmi, jakby ją śpiewali kibice na piłkarskim stadionie. Dodał także kilka scen bez dialogu, które mają podtrzymywać niemrawą akcję. Za mało było pracy nad samym tekstem dramatu. Udało się za to aktorstwo. Pilch stworzył galerię świetnych portretów małomiasteczkowej elity, a aktorzy z Narodowego to wykorzystali. Wrażenie po niedawnej klęsce aktorskiej w "Ryszardzie II" zostało zatarte. Jerzy Radziwiłowicz wypełnił życiem postać burmistrza, energicznego racjonalisty, który próbuje odbudować swoje małżeństwo. Beata Fudalej jako jego żona ma świetną scenę rozmowy z pijanym w trupa kochankiem (Grzegorz Małecki), w której mówi za obie strony, dając poruszający obraz samotności i odrzucenia kobiety. Finałowy monolog opisujący pontyfikat Jana Pawła II jako mecz piłkarski Władysław Kowalski mówi z taką pasją i uniesieniem, jakby interpretował "Wielką Improwizację". Wielki Gajos Ale prawdziwym wydarzeniem jest rola księdza Kubali w wykonaniu Janusza Gajosa. Gajos nie tylko wiernie odtwarza zachowania prowincjonalnego proboszcza, w tym papieski gest podniesionych rąk. Daje również portret dwóch największych pasji księdza proboszcza, czyli napojów wyskokowych i motoryzacji. Trzeba widzieć, jak ks. Kubala zrywa się z krzesła, aby wypić swoją kolejkę. I jak opowiadając o samochodach, daje się ponieść emocjom, a ręka błądzi w poszukiwaniu dźwigni zmiany biegów. Lecz pod tym ironicznym portretem wad polskiego kleru kryje się człowiek wielkiej wiary, autentyczny kapłan, który chce naprawić świat choćby kosztem małego oszustwa. Przede wszystkim "Narty Ojca Świętego" to sukces myślenia o dramaturgii współczesnej jako o społecznym barometrze, który pozwala pokazać problemy, o których boimy się mówić na co dzień. Myślę, że mała sala przy Wierzbowej może okazać się za mała dla chętnych, którzy chcieliby odczytać jego wskazania. Teatr Narodowy w Warszawie: Jerzy Pilch "Narty Ojca Świętego", reżyseria Piotr Cieplak, scenografia Andrzej Witkowski, muzyka Kormorany. Prapremiera 6 listopada na Scenie przy Wierzbowej.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.