Pod szpitalem, gdzie umiera Terri Schiavo, scen niezwykłych - i przypominających cyrk, i wywołujących łzy wzruszenia - jest mnóstwo. Gazeta Wyborcza zamieszcza reportaż z Florydy.
Zebrani wokół słuchają takich opowieści ze łzami w oczach. Za chwilę jeszcze goręcej się modlą, jeszcze głośniej krzyczą: "Dajcie jej wody!", jeszcze bardziej wytrwale wymachują plakatami do kamer. Bo wszyscy ludzie przed hospicjum, z którymi rozmawiam, twierdzą, że Terri nie jest w tak złym stanie, jak to przedstawiają lekarze, sądy, i jej mąż Michael Schiavo, który domaga się, by pozwolić jej umrzeć. - Od dziesięciu lat Michael nie pozwalał na jakiekolwiek terapie, nie badano jej najnowszymi urządzeniami - mówi pan Cornelli, ojciec dwóch chłopców z plakatami w przerwach na berka. - On chce jej śmierci, by żyć ze swoją obecną narzeczoną! - Pozbawiać człowieka wody i pożywienia? Niech każdy się nad tym zastanowi. Czy to jest ludzkie? - dodaje jego żona. - Czy to jest naprawdę debata o godnej śmierci? Gdy pytam ich o sondaże, które wykazują, że ponad 70 proc. Amerykanów opowiada się za tym, by dać umrzeć Schiavo, oboje się denerwują. - Nas nikt nie pytał! - mówią. - Poza tym wiele osób jest za tym, by sztucznie nie podtrzymywać życia. Ale na pewno by inaczej odpowiedzieli, gdyby ich spytać, czy chcą umrzeć z głodu i pragnienia. Rycerze prawicy Po tak długim czasie - 11 dni, odkąd odłączono rurkę z żołądka Terri Schiavo i rozpoczął się jej proces umierania - pod hospicjum zostali już tylko ci najwytrwalsi, ci z największą pasją. Złośliwi powiedzą - ci najbardziej nawiedzeni. Choć ciągle zjeżdżają tu nowi przybysze. Strony internetowe walczące o życie Schiavo - jest ich cała masa - apelują, by stawić się pod hospicjum i modlić się o jej ocalenie. Bo cały ruch, którego reprezentantami jest te 100-200 osób przed hospicjum przy 102. Ulicy w Pinellas Park, to doskonale zorganizowana, umiejąca do perfekcji wykorzystywać internet, łączność komórkową i lokalne rozgłośnie radiowe siatka fundamentalistycznych organizacji chrześcijańskich. Jest wśród nich trochę katolików, większość jednak stanowią przedstawiciele kościołów protestanckich. Najbardziej zagorzałych członków różnych chrześcijańskich kościołów jest w Ameryce - według różnych szacunków - kilkanaście milionów. Gorliwie wierzą w Boga, przynajmniej raz w tygodniu, a zwykle częściej, są w kościele, dzieci posyłają do kościelnych szkół, potępiają moralną rozwiązłość wylewającą się ich zdaniem z telewizyjnych ekranów. Jeśli pójdą na wybory, nigdy, niezależnie od wszystkich innych poglądów kandydata, nie zagłosują na polityka, który dopuszcza przerywanie ciąży. Mniej więcej od połowy lat 80. niemal z roku na rok angażują się coraz głębiej w politykę i zyskują na politycznym znaczeniu. Jest bowiem wśród nich wielu urodzonych aktywistów, umiejących porywać tłumy mówców o żelaznych zasadach moralnych. To oni zdominowali dziś Partię Republikańską, to oni stanowili najaktywniejszą bazę wyborczą prezydenta Busha, to oni powiększyli republikańską większość w obu izbach Kongresu.
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.