O teczkach księży w Gazecie Wyborczej wypowiadają się abp Damian Zimoń i abp Alfons Nossol.
- Zbyt łatwo feruje się wyroki w głośnych ostatnio przekazach o współpracy duchownych ze służbami PRL-u - uważa abp Damian Zimoń i dodaje, że Kościół nie boi się prawdy. - Trzeba nie mówić tyle o tych ludziach, którzy może zostali złamani, ale więcej mówić o tych, którzy łamali sumienia ludzkie, którzy byli katami. Ta przeszłość nam stale jeszcze ciąży - powiedział arcybiskup po wtorkowej mszy za ojczyznę w katowickiej katedrze. Zdaniem arcybiskupa na problem współpracy duchownych z SB nie można patrzeć jednostronnie. - To były bardzo trudne czasy i w kontekście tych czasów trzeba wyprowadzać wnioski - mówił Zimoń. Podkreślił, że Kościół nie boi się prawdy, z ewangelii nie wykreślono przecież opowieści o zdradzie Judasza czy zaparciu się Piotra. Pytany, czy w ogóle potrzebne jest szukanie agentów w Kościele, arcybiskup powiedział: - Pytanie, czy wszystko trzeba upubliczniać. To jest wielkie pytanie, to jest wezwanie do naszej odpowiedzialności. Może ktoś nas też kiedyś tak będzie powierzchownie osądzał i też byśmy wtedy może nie byli zbyt z tego zadowoleni. Arcybiskup zaprzeczył, że w Katowicach powstała kościelna komisja badająca PRL-owską przeszłość księży: - Ale ku temu idziemy - stwierdził. Nasz Kościół już kiedyś przeszedł swoistą lustrację - opowiada "Gazecie" opolski ordynariusz Alfons Nossol. - Była dość humanitarnie przeprowadzona, bo księżom, którzy współpracowali z PRL-owskim reżimem, dawała szansę wytłumaczenia się i przynosiła ulgę. Przecież sam fakt, że współpracowali z bezpieką znaczył, że utracili radość kapłaństwa, radość życia, że sami siebie zdradzili. Do "lustracji", o której wspomina abp Nossol doszło w 1977 r., pierwszym roku od przyjęcia przez niego sakry biskupiej. Na polecenie prymasa Stefana Wyszyńskiego miał on rozeznać się we wpływach w diecezji tzw. księży caritasowców podejrzewanych o współpracę z bezpieką. - Koła upaństwowionego w 1950 r. Caritasu były tworzone de facto przez UB, które prowadziło do nich "nabór", choć formalnie organizatorem tych kół były placówki terenowe urzędu ds. wyznań - wyjaśnia ks. Alojzy Sitek, wieloletni kanclerz opolskiej kurii, który studiował w IPN materiały SB dotyczące opolskiej diecezji. Do Caritasu trafiali - jego zdaniem - najczęściej ci, którzy mieli na sumieniu jakiś występek i ich szantażowano, że jak się nie zapiszą, to pójdą do więzienia. - Inne powody to kieliszek lub kiecka - kwituje ks. Sitek.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.