Kościół katolicki w Boliwii ostro potępił krwawe zajścia między górnikami sprywatyzowanej kopalni w okręgu Oruro, rozpoczęte 5 października. Dotychczas pochłonęły one prawie sto ofiar.
Ogłoszony 7 bm. oficjalny komunikat władz mówi wprawdzie o 16 zabitych i 81 ciężko rannych, ale liczby te są prawdopodobnie zaniżone z uwagi na rozmiary trzydniowych walk, w których zwaśnione strony używały broni automatycznej i dynamitu, wysadzając w powietrze sztolnie kopalni wraz ze znajdującymi się tam ludźmi. Wojsko i policja przyglądały się wzajemnej masakrze górników przez 48 godzin, czekając na rozkaz wejścia do akcji, mającej rozdzielić walczące strony. "Czy śmierć i trwałe kalectwo muszą być jedynymi środkami, aby rząd przekonał się o swojej niewiedzy? Gdzie były demokracja i władza wykonawcza, które nie zapobiegły tragedii?" - pytał retorycznie na niedzielnej mszy biskup diecezji Oruro, polski werbista Cristóbal (Krzysztof) Białasik. "Te przerażające działania władz świadczą o ignorancji, braku poszanowania dla życia i przedkładaniu partykularnych korzyści nad dobro najuboższych" - skomentował wydarzenia w centrum kraju sekretarz generalny Boliwijskiej Konferencji Biskupiej bp Francisco Flores. Dodał, że "państwo i rząd są współodpowiedzialne za doprowadzenie do krwawego konfliktu". Bezpośrednią przyczyną konfliktu w Oruro, położonym 280 kilometrów na południe od stolicy kraju - La Paz, stało się nieformalne i korupcyjne sprywatyzowanie przez rząd państwowej kopalni cyny Huanuni, będącej jednym z najważniejszych zakładów wydobywczych w kraju, ogarniętym wielkim bezrobociem. Prywatyzacja oznacza bowiem masowe zwolnienia i pozostawienie przy pracy jedynie wybranej elity górników wraz ze specjalistami z zewnątrz. Setki rodzin, od pokoleń związanych z kopalnią, z godziny na godzinę znalazło się bez jakichkolwiek środków utrzymania. "Jeżeli rząd prezydenta Moralesa chciał kolejnego widowiska na międzynarodową skalę, to je otrzymał. Górnicy nie będą się już jednak krzyżować na wzgórzach La Paz, by świat dostrzegł ich nędzę" [w czasie protestów w latach 1998-2000 bezrobotni przybijali się do krzyży, by swoją śmiercią zwrócić uwagę na warunki życia - KAI] - powiedział na konferencji prasowej Florencio Gutiérrez, rzecznik Federacji Związków Górniczych Boliwii. Boliwijskie kopalnie cyny były do połowy lat osiemdziesiątych XX wieku jednymi z najbogatszych złóż tego surowca w Ameryce Południowej, pokrywając blisko 30 proc. światowego zapotrzebowania na niego. Jednakże zawirowania polityczne w regionie, brak gwarancji dla inwestycji zagranicznych i zagrożenia nacjonalizacją obcego kapitału doprowadziły do kryzysu państwa i destabilizacji władzy. Objęcie niespełna rok temu rządów w kraju przez indiańskiego populistę Evo Moralesa miało wyprowadzić Boliwię ze stanu zapaści gospodarczej m.in. dzięki "bratniej pomocy" dyktatur z Wenezueli i Kuby oraz zaakceptowaniu upraw koki "dla prywatnych potrzeb" przez indiańskich chłopów. Konflikt górniczy ukazał jednak rzeczywistą siłę władzy. Komentując wypowiedzi ludzi Kościoła prezydent Evo Morales w telewizyjnym orędziu do narodu powiedział, że "w osiem miesięcy nie możemy rozwiązać wszystkich problemów społecznych". Przyznał samokrytycznie, że "to wszystko jest dla nas i dla was nowe, a członkowie rządu, prezydent i wiceprezydent, uczą się, jak najlepiej służyć ludowi". Jednocześnie szef państwa zdymisjonował w trybie natychmiastowym ministra górnictwa i hutnictwa. Władze nie wspomniały natomiast nic o ewentualnych rekompensatach dla rodzin zabitych górników.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.