Już co drugi Amerykanin chce, aby po śmierci skremować jego ciało - odnotowuje Rzeczpospolita.
Jeszcze w latach 70. na spalenie ciała zmarłego decydowali się nieliczni. Obyczaje się jednak zmieniły, bo tradycyjny pogrzeb w Stanach Zjednoczonych jest drogi: może kosztować ponad dziesięć tysięcy dolarów - twierdzi Rz. Firmy zajmujące się kremacją są natomiast gotowe świadczyć usługi za kilkanaście razy mniejszą kwotę. Zwykle rodzina może otrzymać prochy zmarłego już 24 godziny po zgonie. Wówczas pożegnanie często ogranicza się do skromnej uroczystości w domu. I to daje spore oszczędności. Utrzymywanie tradycyjnych grobów stało się też poważnym obciążeniem dla Amerykanów, którzy pracują z dala od miejsca, gdzie się wychowali i gdzie zostali pochowani ich rodzice. Aby uwolnić bliskich od tego obowiązku, aż 40 procent osób, które zdecydowały się na kremację, prosi o rozsypanie po śmierci swoich prochów w miejscach, które szczególnie polubiły za życia: Górach Skalistych, Zatoce San Francisco czy po prostu w rodzinnym stanie. Innym rozwiązaniem są urny z prochami, które trzyma się w domu. Firma Zig Zag Urns wpadła nawet na pomysł wspólnych urn, w których prochy żony i męża czy innych bliskich sobie za życia osób mogą być zmieszane. Takie urny, reklamuje producent, są tańsze (279 zamiast 179 dolarów za pojedynczą urnę), zajmują też mniej miejsca. Konkurencyjne przedsiębiorstwo In the Light Urns proponuje z kolei umieszczenie prochów w maskotkach o kształcie pluszowych misiów, które mogą być wykonane z ubrania osoby zmarłej. Nie tylko koszt jest mniejszy (74,95 dolara), ale i po śmierci można "przytulać się" do zmarłego - tak reklamuje się firma na swojej stronie internetowej. Innym rozwiązaniem są niewielkie szkatułki w kształcie naszyjników, pierścionków czy nawet - gdy zmarły był policjantem -naboju, w których można przechowywać niewielką ilość prochów. Dzięki temu każdy z członków rodziny i przyjaciół może zachować pamiątkę po zmarłym. W zeszłym roku skremowano 32 procent zmarłych Amerykanów, dziesięć razy więcej niż pod koniec lat 50. 45 procent tych, którzy żyją, chce, aby ich ciało zostało po śmierci spalone. To oznacza, że w nadchodzących latach liczba kremacji będzie nadal szybko się zwiększać. Dla Rzeczpospolitej mówi James Tonkowich, prezes Instytutu Religii i Demokracji: Brak miejsca dla zmarłych W wielkich metropoliach, takich jak Nowy Jork, nie ma już miejsca na chowanie zmarłych. Dlatego na terenie cmentarzy buduje się specjalne budynki, w których umieszcza się urny z prochami po kremacji zajmujące znacznie mniej miejsca. Rezygnacja z tradycyjnego pochówku wywołuje jednak kontrowersje teologiczne. Część Kościołów protestanckich, między innymi baptyści, wskazuje na zapisy Nowego Testamentu, zgodnie z którymi, gdy Jezus ponownie pojawi się na Ziemi, zmarli powstaną z grobów. Wielu Amerykanów nie zważa jednak na to. Woli upraszczać praktyki religijne, a nawet wybierać tylko te, które nie sprawiają zbyt wielu kłopotów. not. j.bie.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.