Arcybiskup Stanisław Wielgus był agentem wywiadu PRL - twierdzi Rzeczpospolita. Gazeta powołuje się na dokumenty IPN.
Nowy metropolita warszawski przez ponad 20 lat był tajnym, świadomym współpracownikiem SB. Potwierdzają to dokumenty, do których dotarła Rz. "Ja Grey - Stanisław (pseudonim, imię i nazwisko zapisane były ręcznie), syn Adama (...) zgadzam się dobrowolnie do współdziałania ze Służbą Wywiadowczą PRL w czasie mojego pobytu za granicą. Moje współdziałanie polegać będzie na: wykonywaniu zadań wywiadowczych na terenie RFN i krajach przeciwnika określonych w instrukcjach Centrali Służby Wywiadowczej PRL (...) Obie strony uzgodniły, że Służba Wywiadowcza PRL zapewni mi środki zapewniające wykonanie ustalonych zadań: instruktaże, środki materialne, a gdy zajdzie taka potrzeba opiekę prawną" - umowa tej treści została podpisana 23 lutego 1978 roku w Lublinie. Nie było to pierwsze zobowiązanie do współpracy podpisane ręką arcybiskupa. Z esbeckich akt zgromadzonych w IPN wyłania się ponury obraz zakrojonej na szeroką skalę współpracy duchownego z tajnymi służbami PRL. Ksiądz Wielgus był cennym agentem. Nosił rozmaite pseudonimy - Adam, Adam Wysocki, Grey. Odbył specjalne przeszkolenie wywiadowcze. Dlaczego to robił? Dokumenty nie zostawiają złudzeń - głównym powodem była przemożna chęć przyspieszenia kariery naukowej. Tajne życie nowego metropolity warszawskiego rozpoczęło się w 1967 roku. Ks. Wielgus był jeszcze studentem historii filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. SB zastawiła na niego sidła. Początkowo esbecy rzeczywiście spotykali się z nim i prowadzili dialog - jak zanotowali w 1973 roku w "Raporcie dotyczącym przerzutu agenta ps. "Grey""- "obliczony na złagodzenie oporów kandydata, polaryzację jego poglądów, zmniejszenie wpływów środowiska oraz rozbudzenie patriotyzmu". Kolejne rozmowy były jednak już coraz cieplejsze, "wzrastało zaufanie " Greya" do Służby Bezpieczeństwa", a on sam "coraz swobodniej dzielił się z pracownikiem SB własnymi poglądami i opiniami". W ciągu pięciu lat ks. Wielgus spotkał się z oficerami bezpieki ponad 50 razy. Młody kapłan "typował kandydatów do rozmów operacyjnych spośród kleru i naukowców katolickich", a także przekazywał informacje dotyczące "rozgrywek personalnych na KUL-u oraz w Kurii". Prowadzący go oficerowie byli bardzo zadowoleni. Po pięciu latach ks. Wielgusa przejął wywiad. Oficerowie poprosili go, by postarał się o stypendium Humboldta na Uniwersytecie Monachijskim. I je otrzymał. Jak wynika z dokumentów, przed wyjazdem duchowny przeszedł szkolenie wywiadowcze, a 28 września 1973 r. podpisał - jako Adam Wysocki - pierwszą "Umowę o współpracy". Wtedy ustalono sposób kontaktowania się: miejscem spotkań miał być kościół w Salzburgu. Stałą godziną spotkań miała być 17.00, a rezerwową - 20.00. W 1978 roku w życie ks. Stanisława Wielgusa ponownie aktywnie wkroczył Departament I, typując go do rozpracowania Radia Wolna Europa. Najpierw Departament I postarał się, by kierownictwo RWE odrzuciło kandydaturę ks. Śliwańskiego na szefa działu religijnego rozgłośni. Potem przygotował wyjazd agenta "Greya" na stypendium naukowe do Monachium. Duchowny uczony miał się zobowiązać do próby wejścia w skład redakcji religijnej RWE. I choć pokładane w "Greyu" nadzieje bezpieki się nie spełniły, to po powrocie miał on zostać na powrót zagospodarowany przez Wydział IV KWMO w Lublinie. Akta z tego okresu jego współpracy na razie nie zostały odnalezione. Wiadomo jednak, że kontakty nie zostały przerwane aż do momentu rozwiązania Służby Bezpieczeństwa w 1990 roku. W środę oskarżenia o współpracę abp Wielgusa z wywiadem PRL opublikował na swojej stronie internetowej tygodnik Wprost.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.