Niemiecki turysta zginął, a jego córka odniosła ciężkie obrażenia we wczorajszym wypadku gondoli na Canale Grande, tuż przy moście Rialto.
Do wypadku doszło na Canal Grande w pobliżu słynnego mostu Rialto. Tramwaj wodny w czasie wykonywania manewru uderzył w gondolę, w której znajdowało się pięcioro turystów i gondolier. Wszyscy wpadli do wody. Ojciec rodziny został, jak wynika z pierwszych informacji podanych przez agencję Ansa, zmiażdżony przez statek. Jego córka ma ciężkie rany twarzy.
Pozostałym pasażerom i gondolierowi nic się nie stało.
Tragedia wywołała dyskusję o bezpieczeństwie żeglugi w Wenecji.
Po wypadku pojawiły się liczne opinie, że należało od dawna przewidywać, że może dojść do takiego nieszczęścia. Gondolierzy i wioślarze zajmujący się przewozem turystów z jednego brzegu na drugi powiedzieli włoskim mediom, że dopiero to, co się wydarzyło, pokazało skalę problemu na zatłoczonych weneckich wodach.
Także burmistrz miasta Giorgio Orsoni przyznał, że problem nadmiernego ruchu na Canal Grande jest coraz poważniejszy. "Trzeba go najszybciej rozwiązać"- podkreślił.
Musiał zginąć człowiek, żeby do wszystkich dotarło, co dzieje się w Wenecji - mówią gondolierzy. Ich zdaniem duże jednostki, w tym statki - tramwaje powodują coraz większy chaos, a ich załogi łamią zasady bezpieczeństwa.
Na znak żałoby wstrzymano do niedzieli rejsy wszystkich gondoli dla turystów.
Dwa tygodnie temu gigantyczny statek pasażerski omal nie wjechał na Plac Św. Marka. Od tragedii było o krok.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.