Reklama

Kościelna niespodzianka z Zatoki Gdańskiej

Rybak z Gdyni razem z połowem wyciągnął z morza bogato zdobioną, najprawdopodobniej romańską aquamanilę. - Z punktu widzenia zdrowego rozsądku wydaje się to prawie niemożliwe - nie mogą nadziwić się archeolodzy - napisała Gazeta Wyborcza.

Reklama

Kiedy Henryk Wnuk, jeden z ostatnich gdyńskich rybaków łodziowych, wyjął z sieci obrośnięty muszlami 11-centymetrowy przedmiot, nie spodziewał się że już niedługo stanie się sprawcą prawdziwej sensacji archeologicznej relacjonuje GW. - Morze podczas sztormu potrafi wcisnąć w sieci różne rzeczy - butelki, okulary, niewypały. Nawet rower, dlatego i tym razem nie spodziewałem się niczego ciekawego - wspomina Wnuk. - Dopiero kiedy już na brzegu oczyściłem znalezisko, okazało się, że tym razem trafiło mi się coś ciekawego. Z początku obstawialiśmy z kolegami rybakami, że to stary świecznik. Dopiero muzealnicy powiedzieli mi, że to "coś" to aquamanila. Jest to unikatowy przedmiot liturgiczny służący do obmywania rąk. Do Europy trafił dzięki krzyżowcom, którzy przywieźli go z Bliskiego Wschodu. W Polsce zachowały się zaledwie trzy. W większości wyobrażają lwa i wykonane są z ceramiki. Na ich tle bałtycka aquamanila jest zupełnie wyjątkowa. Styl i robota sugerują, że może pochodzić z XII-wiecznego warsztatu, najpewniej z Lotaryngii. Wykonano ją z metalu (stopu cyny i miedzi) i ozdobiono w bogatym romańskim stylu. Naczynie wyobraża groźnego gryfa - czyli pół lwa, pół orła. Coś podobnego posiadają tylko cztery muzea w Europie. - Odkrywca aquamanili zachował się bardzo przytomnie, dając znać o znalezisku Urzędowi Morskiemu i Centralnemu Muzeum Morskiemu. Prawdopodobieństwo znalezienia czegoś podobnego w rybackiej sieci jest bowiem zbliżone do uderzenia w ziemię dużej komety - mówi doktor Waldemar Ossowski z muzeum. - Tym bardziej że na naszym wybrzeżu trudno wskazać w XII w. kościół lub klasztor, dla którego tak bogate naczynie mogło być wykonane. Jak niezwykła aquamanila wylądowała w Zatoce Gdańskiej? Teorii jest przynajmniej kilka. Pierwsza - najbardziej prawdopodobna - przyjmuje, że w wyniku rabunku. Kto go dokonał i w którą stronę płynął z łupem - tego się już dziś nie dowiemy. Mogło to mieć miejsce zarówno w okresie średniowiecza, jak i potopu szwedzkiego, wojen napoleońskich czy drugiej wojny światowej. Statek, który wiózł aquamanilę, prawdopodobnie zatonął gdzieś w Zatoce. Po latach prądy morskie uwolniły przedmiot, który zawędrował wraz ze sztormami w okolice Gdyni. - Bierzemy pod uwagę jeszcze jedną możliwość. Znalezione przez rybaka naczynie to być może perfekcyjna kopia wykonana w XVIII lub XIX w. - mówi Iwona Pomian, kierownik badań podwodnych Centralnego Muzeum Morskiego. - Według mnie sprawa jest prosta - podsumowuje Henryk Wnuk. - Sieci, z których wyplątałem naczynie, znajdowały się dokładnie naprzeciwko kościoła i średniowiecznego grodu w Gdyni-Oksywiu. Ktoś po prostu kilkaset lat temu ukradł aquamanilę z naszej świątyni. Los go jednak pokarał i nie zdążył jej wywieźć. Dzięki temu teraz będzie ją można oglądać w polskim muzeum.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
3°C Niedziela
dzień
4°C Niedziela
wieczór
4°C Poniedziałek
noc
3°C Poniedziałek
rano
wiecej »

Reklama