O tym, jak przedszkole i szkoła - jego zdaniem - uczyniły z jego córki katoliczkę, na łamach Gazety Wyboczej pisze Jan Hartman, filozof, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego, przewodniczący Rady Programowej Forum Liberalnego.
W przedszkolu wyglądało to tak, że dwa razy w tygodniu do sali, gdzie na co dzień przebywała "nasza grupa", przychodziła katechetka i prowadziła swoją lekcję. Teoretycznie mógłbym zażądać, by moja córka nie brała udziału w tych zajęciach, ale oznaczałoby to, że na czas ich trwania zostanie wyprowadzona do innej sali. Tyle że w przedszkolu wyprowadzenie dziecka do innej sali to najsurowsza forma kary. O żadnym proteście nie było mowy. Sądzę, że moja córka wierzyła w to, co mówi przedszkolna katechetka - bo czemu nie? Przecież, decydując się na oportunizm, nie mogłem teraz wzbudzać w swoim dziecku wątpliwości. (...) W szkole sytuacja się powtórzyła. Okazało się, że w pierwszej klasie dwie katechezy odbywają się pomiędzy innymi lekcjami i jeśli moja córeczka miałaby w nich nie uczestniczyć, musiałaby iść w tym czasie na świetlicę. Rzecz jasna, byłaby to dla niej wielka przykrość i wstyd, gdy sama jedna miała zostać w taki sposób wykluczona z życia klasy i napiętnowana odosobnieniem. Mowy nie było, by stawiać opór. Zresztą dziecko chciało uczęszczać na lekcje religii. Do przymusu społecznego dołączył się wynikający z niego przewrotny przymus psychologiczny. Miałbym walczyć z sumieniem własnego dziecka? Gdybyśmy byli innego wyznania, sprawa byłaby łatwiejsza. Takie dzieci mają coś w zamian za lekcje religii katolickiej. Wiedzą, że wprawdzie nie uczestniczą w katechezach i różnych uroczystościach, ale za to ich koledzy nie uczestniczą w innym życiu religijnym, które one mają poza szkołą. U niewierzących nie ma takiej kompensacji. Jest czysta strata i pokrzywdzenie - inne dzieci idą do komunii, mają piękne ubranka i prezenty, a ja nic. Którzy rodzice będą tak zawzięci, by skazać swe dzieci na taką przykrość? Swoją drogą ciekawe, ile dzieci chodzi na religię i przystępuje do komunii właśnie w takich okolicznościach - zastanawia się Hartman. - Trudno byłoby policzyć, ilu jest w Polsce autentycznych katolików, skoro tak silna jest społeczna presja, by się nie wyróżniać przez nieuczestniczenie w powszechnych manifestacjach religijności. Czy nasi socjologowie religii znają odpowiedź? Gdy zawierano konkordat, społeczeństwo uzyskało zapewnienie, że dołoży się wszelkich starań, aby lekcje religii odbywały się w szkołach tylko na pierwszych i ostatnich godzinach - twierdzi Jan Hartman. Skończyło się na rozporządzeniu ministerialnym w tej sprawie, dawno już zapomnianym i zazwyczaj ignorowanym. Nie zamierzałem toczyć wojny, lecz po prostu dla zasady udałem się na rozmowę z dyrektorką szkoły, do której chodzi moja córeczka.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.