Propagujemy wartości chrześcijańskie - reklamuje się Nasz Dziennik. Ale w redakcji gwałtownie ubywa dziennikarzy. Są wyrzucani lub odchodzą sami z powodu "narastającej arogancji" redaktor naczelnej Ewy Sołowiej - donosi Gazeta Wyborcza.
List otwarty do o. Rydzyka Marka Garbacza, o którym wspomina Gazeta Wyborcza w połowie lipca br. zamieściła Gazeta Polska: Splot wydarzeń rozgrywających się w "Naszym Dzienniku" w ostatnich kilkunastu miesiącach skłania mnie do konieczności pisemnego poinformowania Ojca, dlaczego i co skłoniło mnie do rezygnacji z pracy w "Naszym Dzienniku" w dniu 20 czerwca br. – oczywiście – z trzymiesięcznym okresem jej wypowiedzenia. Otóż od jakiegoś czasu narastająca arogancja – delikatnie rzecz ujmując – Pani Ewy Sołowiej wobec większości podwładnych, poza nielicznymi wyjątkami, brak jakichkolwiek rzeczowych rozmów z zespołem redaktorów, powtarzające się publiczne połajanki podwładnych, długie pogadanki jak trzeba kochać Boga i Ojczyznę wygłaszane na kolegiach redakcyjnych, na których brakowało czasu na merytoryczne dyskusje, wręcz "burze mózgów", rosnące napięcie wśród redaktorów podsycane sprytnie przez zupełnie bezkarną w swoich działaniach Panią Katarzynę Orłowską-Popławską, (Pani Katarzyna cieszy się wśród zespołu opinią niezwykle sprytnej intrygantki), systematycznie spadające zarobki i zupełnie niejasne zasady ich określania, nieszanowanie godności człowieka w codziennym życiu redakcyjnym i szereg innych działań red. Ewy Sołowiej przyczyniły się do stworzenia niebywałej zapaści organizacyjnej redakcji "Naszego Dziennika". Skutki tejże zapaści, niestety, widoczne są już od dłuższego czasu. Jednak w tym roku proces destrukcji nasilił się najbardziej – Pani Ewa Sołowiej, najczęściej powodowana przypływami niesłychanej wprost furii, wyrzuciła z pracy wielu ludzi, którzy w jej oczach w ciągu kilku minut okazywali się nieprzydatni. Wręcz ogłaszała ich zdrajcami "Naszego Dziennika". Tylko w tym roku redakcję opuściło, bądź za chwilę opuści, kilkanaście osób. Są to osoby bądź to wyrzucone w stylu ( Panie Piotrze, Romku etc. proszę w 5 minut opuścić redakcję – niesłychane!), bądź są to osoby, które odchodzą same, czyniąc to na znak protestu przeciwko deptaniu godności człowieka. Po jakimś czasie "postoju na bruku" znajdują sobie pracę. Cóż mają niby czynić – rozpaczać i błagać Panią Ewę Sołowiej o pozwolenie powrotu pod jej autorytarne rządy. Po co? Wiem, że w chwilach refleksji po takim wybuchu gwałtownych uczuć pewnie chciałaby odwrócić sytuację i czas. Czemu zresztą Pani Ewie wcale się nie dziwię.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.