Gigantyczny krzyż stanie w Izraelu

Krzyż Nazaretu. Potężna 60-metrowa konstrukcja. W centrum budowli, w miejscu, gdzie przecinają się ramiona, powstanie kościół o powierzchni 400 mkw. Do tego taras z zapierającym dech widokiem na okolice, gdzie Jezus Chrystus spędził młodość. Na dole zaś wspaniały park z domem pielgrzyma i muzeum oraz sklepy z pamiątkami. Ambitny projekt zamierza zrealizować grupa zamożnych chrześcijańskich biznesmenów z USA, Europy i Izraela. Zaangażowany już został podobno znany francuski architekt, budowa powinna się rozpocząć lada dzień i zostać ukończona w 2010 roku. W założeniu twórców krzyż ma być nie tylko miejscem pielgrzymek, ale również atrakcją turystyczną. Będzie bowiem największym na świecie "uniwersalnym symbolem chrześcijaństwa". Na internetowej stronie projektu napisano, że symbol ten będzie tym bardziej znaczący, iż stanie "w miejscu, gdzie archanioł Gabriel powiedział dziewicy Maryi, że urodzi syna". Mimo takich deklaracji projekt został przyjęty sceptycznie przez chrześcijańskich duchownych z Nazaretu. Kościół katolicki już oficjalnie wyraził dezaprobatę. - Całe to gadanie o symbolu chrześcijaństwa i Jezusie nie ma żadnego znaczenia. To po prostu biznes. Ci ludzie chcą dobrze zarobić - powiedział Rz pragnący zachować anonimowość przedstawiciel pobliskiej bazyliki Zwiastowania. Wystarczy zajrzeć na internetową stronę projektu, by nabrać wątpliwości. Za jej pośrednictwem można bowiem kupić... 7,2 mln kafelków, które pokryją krzyż. Ich cena, w zależności od tego, czy zostaną zrobione z kamienia, srebra, złota, czy platyny, waha się od 50 do 300 dolarów. Na cenę kafelka wpływ ma również to, w jakiej części krzyża zostanie umieszczony. Najdroższe są te, które będą najniżej i które będzie można zobaczyć z ziemi. Kafelki umieszczone najwyżej - najbliżej nieba - są najtańsze. Niestety projektodawcy nie odpowiadają na e-maile. Na swojej stronie zapewniają jednak, że zyski zostaną przekazane lokalnej społeczności. - To bardzo dziwne, bo nawet się z nami nie skonsultowali - powiedziała Rz Maha Szarim, przedstawicielka władz Nazaretu odpowiedzialna za turystykę. Podkreśla jednak, że każda inicjatywa, która może przyciągnąć do miasta turystów, jest mile widziana. - Odkąd trwa intifada, liczba obcokrajowców odwiedzających Nazaret dramatycznie zmalała. Jeżeli ci ludzie rzeczywiście chcą postawić krzyż, to czemu nie - mówi. Problem w tym, że o tajemniczych biznesmenach niewiele wiadomo. Pytani o nich przedstawiciele izraelskiego rządu rozkładają ręce. - Nie wiemy, kim są. Nie spotkali się z nami, nie przedstawili swojego projektu. To całkowicie prywatna inicjatywa - przyznaje w rozmowie z Rz rzecznik Ministerstwa Turystyki Amatzia Barmosze. Podkreśla, że sprawa wzbudza u członków izraelskiego rządu mieszane uczucia. - Z jednej strony budowa krzyża może mieć bardzo pozytywny wpływ na lokalną gospodarkę, z drugiej - pamiętajmy, że większość mieszkańców dzisiejszego Nazaretu to muzułmanie. A z tego, co wiemy, nie każdemu z nich ten pomysł odpowiada - mówi rzecznik. Niemal wszyscy mieszkańcy Nazaretu to Arabowie. 30 - 35 proc. z nich jest chrześcijanami, pozostali to wyznawcy islamu. Sprawa krzyża jest tym bardziej drażliwa, że kilka lat temu muzułmanie z Nazaretu próbowali wybudować w pobliżu bazyliki Zwiastowania wielki meczet. W wyniku interwencji Watykanu i władz innych Kościołów chrześcijańskich izraelski rząd kazał wstrzymać prace. W 2003 roku fundamenty świątyni zostały zniszczone przez buldożery. Wywołało to gwałtowne protesty muzułmańskich mieszkańców Nazaretu, którzy oskarżyli rząd o faworyzowanie ich chrześcijańskich sąsiadów.