Reklama

Co nieco o religii w szkole

Przy dwóch godzinach nadrobienie materiału nie powinno być problemem, przy jednej w tygodniu...

Reklama

Nie zanosi się na to, żeby ministerstwo edukacji zrezygnowało z wcielenia w życie ograniczeń dotyczących religii w szkole, będących zapewne wstępem do całkowitego usunięcia tego przedmiotu ze szkół, co przecież już w naszej historii miało miejsce i co opisał w „GN” Przemysław Kucharczak w artykule „Salami z religii.”

 Dawno, dawno temu… Wspięłam się z koleżanką po stromych schodkach na strych szkolnego budynku. Ach, te szkolne - a w czasach katechezy w salkach także kościelne -zakamarki.  Zakazane i tym bardziej nęcące. Drzwi strychu były uchylone. A za drzwiami rząd zakurzonych krzyży. Stały w słonecznych promieniach wpadających przez małe okienka. Zdjęte z klas, korytarzy i tu pozostawione – skojarzyłam. Z rodzinnych przekazów wiedziałam przecież, że w szkołach niegdyś wisiały krzyże. I lekcje religii były. I że jedno i drugie bezprawnie zabrali dzieciom komuniści.  A my czyli bezpartyjna większość? „My chcemy Boga w książce, w szkole.”

Stąd też moje zaskoczenie, że nie wszyscy w latach 90 ubiegłego wieku z radością powitali powrót  religii do szkół. Nawet spośród pracujących, zabieganych rodziców, którym znacznie ułatwiło życie umieszczenie jej w edukacyjnym pakiecie.

Może było w tym trochę sentymentu. Wszak „salkowa” atmosfera była wyjątkowa, niepowtarzalna. Ale tu i ówdzie podnosiły się głosy, że religia w szkole to dowód na  panoszenie się „czarnych” (nie o kolor skóry, ale sutanny tu chodziło). A niektórzy rodzice rozważali wypisanie swojej pociechy z zajęć, bo po to przecież dzieci na nie chodzą, żeby  średnią ocen podnieść co najmniej bardzo dobrym, a nie po to, żeby katechetka niższą oceną świadectwo psuła. I jeszcze twierdziła, że jakieś minimum wiedzy posiąść trzeba.

A teraz… O ile edukacja - niby – zdrowotna budzi tu i ówdzie sprzeciw, o tyle ograniczenie religii do jednej lekcji jakby mniej. Jakby była to wyłącznie sprawa katechetów, którzy nagle stracą pracę i sorry, każdego szkoda… Ot, skompresuje się trochę program, lepiej wykorzysta czas łaskawie przydzielony przez ministerstwo i będzie dobrze. Otóż nie będzie. Ile godzin zaliczy wówczas uczeń faktycznie? Tu i ówdzie wypadnie coś przez święto czy przedłużony weekend, chorobę nauczyciela, wycieczkę, wyjście do muzeum czy kina. A do tego jeszcze szkolny Dzień Dyni, kolorowy poniedziałek… Może także święto nowej, radosnej matematyki. Wszak jedna z osób odpowiedzialnych za edukację orzekła, że w szkole nie może być więcej religii niż godzin z paru innych przedmiotów razem wziętych, z czego logicznie wynika, że dwa to więcej niż - powiedzmy - sześć.

Przy dwóch godzinach nadrobienie materiału nie powinno być problemem, przy jednej w tygodniu nie wydaje się to możliwe. A w końcu ten materiał ważny jest dla uczniów czy nie?

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 1
4°C Sobota
dzień
4°C Sobota
wieczór
2°C Niedziela
noc
0°C Niedziela
rano
wiecej »