Liban po kolejnym zamachu

Wśród zabitych jest deputowany chrześcijańskiej opozycji, przeciwstawiający się syryjskim wpływom w Libanie, Antoine Ghanem. Zarówno lokalna prasa, jak i zagraniczni obserwatorzy przypuszczają, że za zamachem najprawdopodobniej stoi Syria. Problem polega na tym, że zbliżające się wybory prezydenckie narzucają pewną dyscyplinę. Niestety nie wszyscy tej dyscyplinie chcą się poddać. Maronicki patriarcha wskazał, że wybory mają Libanowi pozwolić raz jeszcze zachwycić się wolnością, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kard. Nasrallah Pierre Sfeir namawiał Libańczyków, aby połączyli wysiłki, by to nie była przemoc, lecz dialog. Problem w tym, że Libańczycy, którzy być może już nieco przywykli do zamachów bombowych, nie przywykli do bezkrólewia, które panuje w kraju od kilkunastu miesięcy. Wszyscy z utęsknieniem wyczekują wyborów. W Bejrucie panuje opinia, że wybory prezydenckie po raz kolejny będą odkładane. Spekuluje się o dwóch rządach i o dwóch prezydentach. Powoduje to jeszcze większą destabilizację sytuacji. Coraz trudniej uwierzyć, że demokracja jest możliwa. Niektórzy z obserwatorów zagranicznych mówią też wyraźnie, że Syria tak łatwo się nie podda, podobnie jak inne mocarstwa (np. Iran, czy inne kraje bloku arabskiego). Wczorajsze wydarzenie, jak i rozpacz osób związanych z opozycją oraz rodzin zmarłych i rannych ukazują, że Liban stacza się ku przepaści, że nie panuje tu demokracja, ale reżim demokratyczny, który nie ma nic wspólnego z wolnością i z dialogiem społecznym. W najbliższym czasie po raz kolejny mają się spotkać opozycjoniści i ugrupowania rządzące, aby znaleźć rozwiązanie trudnej sytuacji. Pozostaje ufać, że przyniesie ono dobre rezultaty, gdyż Libańczycy są już zmęczeni przemocą. Zamach w Bejrucie miał miejsce na 6 dni przed sesją parlamentu, która miała wyłonić nowego prezydenta. Antoine Ghanem jest ósmym libańskim parlamentarzystą antysyryjskim zabitym od 2005 roku.