Temat nagrodzonego Złotą Palmą w Cannes, rumuńskiego filmu Cristiana Mungiu, najpewniej wzbudzi w Polsce kontrowersje. Mamy bowiem z komunistyczną Rumunią wiele wspólnego. U nas, podobnie jak tam przed 20 laty, aborcja karana jest więzieniem - napisało Życie Warszawy.
„4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni” zaczynają się od długiej sekwencji kontemplującej poranną codzienność rumuńskiego akademika z 1987 r., na dwa lata przed upadkiem dyktatury Ceausescu. Jego mieszkańcy trudnią się rozprowadzaniem poszukiwanych dóbr konsumpcyjnych z Europy Zachodniej – kosmetyków, papierosów i słodyczy. Kamera znakomitego operatora Olega Mutu dokumentuje z pozoru nic nieznaczące wydarzenia w hipnotyzujący sposób, który przypomina ekranowe snucie się bohaterów „Słonia” Gusa Van Santa. Ten pozbawiony emocji, chłodny styl opowiadania świetnie zdaje rezultat zwłaszcza w tym filmie, w którym już sama sprawa, o której opowiada, jest wystarczająco naładowana emocjami. Bohaterkami są dwie mieszkające razem studentki. Pragmatyczna, dobrze zorganizowana Otilia (Anamaria Marinca) matkuje roztrzęsionej Gabicie (Laura Vasiliu), która jest niemal w piątym miesiącu niechcianej ciąży. By pomóc koleżance, finalizuje sprawę zabiegu i przez cały dzień stara się sprostać niespodziewanym turbulencjom, związanym także ze swoim życiem osobistym. Ale najgorsze niespodzianki wiążą się z panem Bebe (Vlad Ivanov), który ma usunąć ciążę Gabity. Ten mężczyzna w średnim wieku, mieszkający z matką, w niczym nie przypomina poczciwej i współczującej wykonawczyni tej samej profesji, tytułowej Very Drake. Pan Bebe wykorzystuje seksualnie kobiety, które płacą za jego aborcyjne usługi, ale według niego płacą... za mało. Zdaje sobie sprawę z tego, że zdesperowane kobiety będą musiały zgodzić się na jego żądania. W perfidny sposób potrafi je nakłonić agresywnym zastraszaniem. Wszystko, co dzieje się w pokoju hotelowym, to poruszający obraz brutalnego szantażu, na jaki muszą się zgodzić kobiety. Mungiu nakręcił te sceny po mistrzowsku, wyzwalając napięcie, a jednocześnie oszczędzając widzowi większości – choć nie wszystkich – drastycznych szczegółów. Od upadku komunizmu aborcja w Rumunii jest legalna, jak w przytłaczającej większości Europy, poza Irlandią, Maltą i Polską. Otilia jest centralną postacią „4 miesięcy, 3 tygodni i 2 dni”, idealnie pomyślaną jako ofiara – choć przedstawiona bez żadnego sentymentu – systemu uwłaczającego ludzkiej godności. Na początku filmu jeszcze ufna i otwarta, ale stopniowo i bardzo boleśnie traci złudzenia. Anamaria Marinca – zdobywczyni prestiżowej brytyjskiej BAFTY za rolę w wyświetlanym u nas, telewizyjnym filmie „Sex Traffic” Davida Yatesa – stworzyła rewelacyjną kreację kobiety pod presją. Mungiu zresztą wydobył ze wszystkich swoich odtwórców to co najlepsze. Jego zimny, zdystansowany styl obserwatora przypomina najlepsze osiągnięcia filmowe Krzysztofa Kieślowskiego z czasu przed przeładowanymi pompatyczną mistyką i symbolizmem obrazami nakręconymi we Francji. Film Mungiu spotkał się z przychylnym przyjęciem widzów wrocławskiego festiwalu Era Nowe Horyzonty. Jak odbiorą go inni Polacy, przekonamy się po premierowym weekendzie.
Minister obrony zatwierdził pobór do wojska 7 tys. ortodoksyjnych żydów.
Zmiany w przepisach ruchu drogowego skuteczniej zwalczą piratów.
Europoseł zauważył, że znalazł się w sytuacji "dziwacznej". Bo...