W tajemnicy nawet przed paulinami

Z księdzem infułatem Józefem Wójcikiem, proboszczem parafii pw. św. Andrzeja Apostoła w Suchedniowie (diecezja radomska), który w 1972 r. uwolnił aresztowaną przez komunistów kopię Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej, rozmawiał Nasz Dziennik.

- Nie, choć miałem takie obawy. Gdy wszedłem do celi w drelichu, drewniakach, z aluminiową miską, pozdrowiłem dwóch uwięzionych w mojej celi słowami: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". Jeden z nich powiedział wtedy: "Patrz, pobożny złodziej, chyba okradł kościół". Nie wierzyli, że jestem kapłanem. Dopiero jak zobaczyli brewiarz, to ich przekonało. "Proszę księdza, my wiemy, że ksiądz jest księdzem, my jesteśmy starzy ministranci" - stwierdził jeden ze współwięźniów. W tamtych latach w brewiarzach były modlitwy po łacinie i ci więźniowie nawet odmawiali ze mną modlitwę "Suscipiat". - Dostał Ksiądz wtedy surowy wyrok? - Miesiąc więzienia, odsiedziałem cały wyrok. Podczas procesu pozwoliłem sobie na pewną ironię wobec sądu. Przypomniałem październik 1956 r., czasy euforii, wolności. Powiedziałem, że na polityce się nie znam, dlatego dla mnie i dla innych ludzi dobrze byłoby, aby władze powołały biuro informacyjne, które w odpowiednim momencie ogłosiłoby: "Halo, obywatele, przykręcamy śrubki!". Ale już bardziej atmosfery nie podgrzewałem, żeby nie dostać wyższego wyroku. - Przez kilka lat miał Ksiądz spokój z sądami... - Wytrzymałem do 1962 roku. Zgłosiłem się wtedy na ochotnika do pracy w parafii w Wierzbicy koło Radomia. - Parafii podzielonej, skonfliktowanej... - To był ciężki czas, zbuntował się wtedy przeciwko księdzu biskupowi wikary ks. Zdzisław Kos. Poparła go większość wiernych i władze państwowe. Prawowitego proboszcza wyrzucono z kościoła, powołana została niezależna parafia, która działała pod kuratelą państwa. Wtedy ksiądz biskup skierował do Wierzbicy księży, aby zapewnić opiekę duszpasterską wiernym nieuznającym buntu ks. Kosa. Wiadomo było, że spadną na tych kapłanów represje i dlatego poszli ochotnicy. W tej grupie byłem i ja. Mieszkaliśmy u gospodarzy, Msze św. odprawialiśmy po domach, na podwórkach. Tam spowiadaliśmy ludzi, organizowaliśmy Pierwsze Komunie Święte. Ogromnym wydarzeniem były przyjazdy biskupów. Zjawił się też u nas ks. Prymas kard. Stefan Wyszyński. Ale to były świąteczne chwile, na co dzień spadały represje zarówno na wiernych, którzy udzielali nam gościny, jak i na kapłanów. Karano nas dotkliwymi grzywnami (w wysokości kilku ówczesnych miesięcznych pensji), które zamieniano na więzienie. Msze św., lekcje religii traktowano po prostu jako nielegalne zgromadzenia. Po "wykupieniu" przez wiernych wracaliśmy do pracy. W ten sposób trafiłem osiem razy za kratki, inni księża podobnie. Sześć lat trwał ten konflikt, aż wreszcie władze ustąpiły, ks. Kos wyjechał z Wierzbicy i kościół parafialny wrócił do diecezji. - Zapewne nie brakowało niebezpiecznych momentów... - Tak, choć wspierali nas biskupi na czele z ks. Prymasem, śląc ciągle pisma do Gomułki i innych przedstawicieli władz, było nam bardzo trudno. Dochodziło do napadów, gdy zwolennicy ks. Kosa atakowali domy, gdzie przebywaliśmy. W ruch szły kamienie, wybijano szyby. Doszło nawet do porwania ks. bp. Piotra Gołębiowskiego, którego wywleczono z kurii i uprowadzono. Dopiero milicja uwolniła go z rąk porywaczy. - Jak Ksiądz myśli, gdyby władzom udał się "eksperyment w Wierzbicy", czy doszłoby w Polsce do rozbicia Kościoła na państwowy i wierny Papieżowi? - Ależ oczywiście. Po latach dowiedzieliśmy się, że podczas konferencji partyjnej w Pradze, gdzie komuniści dyskutowali nad sposobami walki z Kościołem, podawano właśnie przykład Wierzbicy jako modelowy. Nasze władze proponowały innym towarzyszom takie samo postępowanie. W Wierzbicy zjawił się jeden ze zbuntowanych księży z diecezji krakowskiej; ks. kard. Karol Wojtyła przyjechał do nas, aby go ratować, ale niewiele wskórał. Ksiądz kardynał powiedział nam wtedy, że nawet nie zdajemy sobie sprawy, o co w tym wszystkim chodzi. Myślę, że gdyby komunistom udał się ten scenariusz, to w Polsce powstałyby dwa Kościoły jak w Chinach: jeden państwowy, drugi pozostający w łączności z Ojcem Świętym. - Czy podczas przesłuchań próbowano Księdza "zmiękczać", czy namawiano do współpracy? - Były takie przypadki. Podczas jednego z pobytów w areszcie w Radomiu, w przeddzień kolejnego procesu, przyszło do mnie dwóch panów. Powiedzieli, że już wiedzą, jaki wyrok będzie nazajutrz wydany. Obiecali mi wolność, jeśli wycofam się z Wierzbicy. Nęcili mnie także możliwością skierowania na studia do Rzymu i "awansami w Kościele". Wyraziłem wtedy swoje zdziwienie: "To wy wysyłacie kapłanów na studia? Myślałem, że to zależy od biskupa. Jak załatwicie z księdzem biskupem, to mogę jechać". Wtedy zmienili ton i powiedzieli, żebym nikomu o tej rozmowie nie wspominał. - Czuł Ksiądz "opiekę" SB? - Tak, nieraz. Wiedziałem, że w pewnych okolicznościach nie można wszystkiego powiedzieć, bo oni zaraz by o tym wiedzieli. - Bał się Ksiądz o siebie?

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
6°C Piątek
noc
3°C Piątek
rano
10°C Piątek
dzień
10°C Piątek
wieczór
wiecej »