Pierwsi chrześcijanie byli ciekawi, jak dokładnie było z narodzinami Jezusa, jak wyglądało jego dzieciństwo i młodość, ale także, co się działo z innymi osobami występującymi w ewangeliach - mówi ksiądz Józef Naumowicz w rozmowie z Rzeczpospolitą.
- Mag mógł znaczyć zarówno szarlatana, wróżbitę, czarownika, jak kapłana perskiego lub uczonego astronoma, astrologa. Wydaje mi się, że polskie tłumaczenie – mędrcy odpowiada znaczeniu, jakie temu słowu zamierzał nadać ewangelista. Ich imiona w takiej wersji, jaką znamy dzisiaj, pojawiają się w apokryfach w VI wieku, a wcześniej w kronikach bizantyńskich, czyli w dziełach historycznych. Apokryfy utrwaliły także obraz pasterzy jako bardzo miłych, łagodnych. Mówimy nawet: pastuszkowie. Tymczasem w ówczesnym Izraelu słowo pasterz miewało negatywne znaczenie. Pasterze często nie respektowali prawa własności, przeganiając owce na cudze pola, ukrywali się wśród nich ludzie, którzy łamali prawo i byli poszukiwani przez sądy. Chociaż to także ciekawy motyw religijny: ludzie z marginesu jako pierwsi przyszli z pokłonem do żłóbka. - Skoro apokryfy były tak popularne w pierwszych wiekach, jak Kościół starożytny ułożył kanon ewangelii? - Rzeczywiście, nie zawsze było łatwo odróżnić prawdziwe i wiarygodne pismo biblijne od pisma sfałszowanego, przypisanego apostołom. Kryterium oceny stała się po pierwsze tradycja, która potwierdzała, że dane pisma pochodzą bezpośrednio z czasów apostolskich. Zwracano uwagę także na zawarte w nich przesłanie. Konstytucje Apostolskie w IV wieku mówiły: “Nie na imiona apostołów powinniście zwracać uwagę, ale na naturę treści i na poprawną naukę”. Innym kryterium stała się praktyka liturgiczna, czyli czy dane pismo było od początku czytane w liturgii, na mszy św. czy podczas innych zgromadzeń. Dlatego św. Augustyn pisał, że apokryfów “nie dlatego nie należy przyjmować, że pochodzą od jakiegoś tajemniczego autorytetu, ale dlatego, że nie potwierdza ich żadne świadectwo i że pochodzą, nie wiem z jakiego tajemnego źródła, nie wiem od jakich zarozumiałych umysłów”. - Niedawno dużo zamieszania zrobiła tzw. Ewangelia Judasza. Część osób uwierzyła, że otrzymał on misję od samego Chrystusa. - Przede wszystkim nie jest to ewangelia spisana przez Judasza, ale jemu przypisana. Powstała 100 lat po jego śmierci, a nawet później, w środowisku gnostyckim. To prawda, że rehabilituje Judasza i stawia go w pozytywnym świetle, wskazując, że współdziałał z Jezusem. Prezentuje jednak punkt widzenia niewielkiej grupy gnostyków, odłamu zupełnie marginalnego wśród wielu szkół gnostyckich. Nie chodzi więc o jakąś nową informację historyczną o Judaszu Iskariocie albo o jakiś rozpowszechniony pogląd. Co nie przeszkadza, że apokryf pozwala poznać ówczesne prądy myślowe. Może on też być punktem wyjścia do dyskusji nad postacią Judasza, o którym ewangelie kanoniczne mówią niewiele. - Jaką wartość mają apokryfy dzisiaj? - Bez ich poznania nie można by odczytać wielu dzieł kultury. One bowiem często stanowiły inspirację dla przedstawień ikonograficznych czy dzieł literackich. Na przykład ołtarz Wita Stwosza w Krakowie przedstawia scenę Wniebowzięcia Maryi tak, jak została opisana w apokryfach. Znana z “Quo vadis” scena spotkania Piotra wychodzącego z Rzymu z wracającym tam Chrystusem też została pierwotnie opisana w apokryfie. Długo można by wyliczać inne przykłady. Trzeba też pamiętać, że apokryfy mają różną wartość. Niektóre warto czytać jako czystą literaturę, inne jako dobrą lekturę religijną, nie tylko hagiograficzną, ale także teologiczną, inne natomiast jedynie jako źródło wiedzy o wierzeniach czy poglądach starożytnych gnostyków.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.