Twórcy katolickich mediów mają dość siedzenia w kącie. Niektórzy podejmują więc ryzykowne decyzje, sięgając po metody i środki, w których trudno odnaleźć ducha Ewangelii - napisał ks. Artur Stopka w artykule opublikowanym przez Rzeczpospolitą. Tekst wywołał reakcje kierowane również do portalu Wiara.pl.
Czy jedną z istotnych przyczyn marginalizacji mediów katolickich nie jest fakt, że w większości przypadków starają się one pełnić misję w „starym” rozumieniu zadań środków przekazu, czyli – opisują, objaśniają i komentują rzeczywistość, za najważniejszą wartość uznając prawdę, a nie wolności, i nie gonią za sensacją. Pokusa udziału w tym wyścigu czasem dotyka również media katolickie, czego dowodem jest choćby najnowszy numer „Tygodnika Powszechnego”. Jako redaktor katolickiego i kościelnego portalu internetowego wiem, że nie jest łatwo się przed taką pokusą bronić. Mam doświadczenie jej ulegania. Mam też pewność, że korzyści z włączenia się w rywalizację na tym polu z mediami świeckimi (zwłaszcza komercyjnymi) są krótkotrwałe, a niesmak z powodu sięgania po środki niegodne medium kierującego się zasadami Ewangelii i zwykłą przyzwoitością pozostaje na długo. Rozumiem, dlaczego „Tygodnik Powszechny” zdecydował się zrobić medialne wydarzenie z apostazji Tomasza Węcławskiego. Podobnie jak rozumiem, dlaczego wydawnictwo Znak zdecydowało się opublikować nie tylko kontrowersyjną dla wielu książkę ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, ale również dzieło Jana Tomasza Grossa uznawane przez wielu ludzi Kościoła jako niesprawiedliwe i wywołujące złe skutki. Uważam jednak, że te decyzje zapadły na podstawie krótkoterminowych prognoz korzyści, jakie mogą przynieść – zarówno mediom katolickim, jak i Kościołowi. Niedawno w pałacu arcybiskupa warszawskiego reprezentanci czołowych mediów w Polsce spierali się na temat prawdy i faktoidów. Wnioski płynące z tej dyskusji dla katolickich środków przekazu są dwojakiego rodzaju. Z jednej strony mogą wpędzać w pesymizm, ponieważ nikt nie ukrywał, że liczy się przede wszystkim „kasa” i nawet w mediach publicznych na jej rzecz świadomie poświęca się tak fundamentalne wartości, jak dziennikarską rzetelność i dążenie do prawdy. Z drugiej – paradoksalnie – rezultaty debaty mogą jednak budzić optymizm. Media katolickie, zachowując zasady (przede wszystkim służenia prawdzie), mogą się stać dla czytelników zmęczonych nieustannie kreowanymi sensacjami, wymyślonymi wojnami i konfliktami atrakcyjną alternatywą. Uczestnicy spotkania u abp. Kazimierza Nycza zwrócili uwagę na jeszcze jedną niedobrą cechę dzisiejszych mediów w Polsce – polityczne uwikłania i płytkość podawanych informacji. Media katolickie, które z zasady powinny być ponadpartyjne, dla wielu mogłyby się zatem okazać wytęsknionym źródłem wiedzy o świecie i polityce niezabarwionej agitacją.Widać wyraźnie, że twórcy katolickich mediów mają dość siedzenia w kącie. Chcą być traktowani jak inni gracze na rynku. Niektórzy podejmują ryzykowne decyzje, sięgając po metody i środki, w których trudno odnaleźć ducha Ewangelii. Ale takie działania budzą ze strony hierarchii Kościoła negatywne reakcje. Ich intensyfikacja pokazuje, że w Kościele rośnie świadomość, iż media katolickie są ważnym instrumentem promowania Dobrej Nowiny, ale nie można dopuścić, aby w imię spektakularnego sukcesu królowała w nich zasada: cel uświęca środki. Bo to zasada zupełnie nie katolicka.
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.