Nic o nas bez nas (debata)

Gdyby debata składała się tylko z pierwszej części, wniosek byłby jednoznaczny: dialog się toczy, a ci co chcą więcej, nie rozumieją Kościoła. Ale była też druga część, która zupełnie ten obraz zmieniła.

Wskazywano na problem zamknięcia, który nie zależy od deklaracji i opcji. Zamknięcia w swoich poglądach, zamknięcia w swojej przestrzeni. Ks. Kloch mówił o zaniepokojeniu zamykaniem się młodych księży „we własnym sosie”, o braku wyjścia do drugiego człowieka, podarowania mu swojego czasu. W formacji seminaryjnej ważne jest zwrócenie uwagi na otwarcie na drugiego człowieka i to, by stabilizacja materialna nie budowała muru. – podsumował. Ale problem nie dotyczy tylko młodych. Moi koledzy są proboszczami. – mówił ks. Kloch – Czasami, gdy chcę któregoś odwiedzić, sam nie mogę dopukać się do kolegi, który jest na danej parafii. Zastanawiam się, jak udaje się to jego parafianom? Na marginesie rozmów o dialogu pojawiła się kwestia szacunku do rozmówcy, co przejawia się również w sposobie zwracania, czy po prostu zwyczajnej kindersztuby, której czasem brakuje. Wypłynęła też kwestia tytułomanii, która utrudnia jakikolwiek dialog. Drugi bardzo ważny wątek dotyczył realizacji ducha Soboru Watykańskiego II odnośnie do dialogu w Kościele i dialogu Kościoła ze światem. Mówiono o dialogu na zewnątrz Kościoła, o dialogu międzywyznaniowym, międzyreligijnym i dialogu z niewierzącymi. Wypłynął problem celu dialogu i konieczności odpowiedzi na pytanie, czy rozmawiając chcemy wspólnie dochodzić do prawdy, czy tylko (aż) spotkać się z drugim człowiekiem? Pięknie brzmiały słowa red. Adama Szostkiewicza, który mówił, że dialog rozpoczyna się słowami: „Witam cię, jestem ciebie ciekaw”. Sam fakt dialogu jest wielką wartością – mówił, i nie można się z nim nie zgodzić. Niepokojąco brzmiały jednak dla mnie słowa, że z dialogu nic nie musi wynikać, że dialog to nie dyskusja, spór i polemika. Z pewnością dialog nie musi być sporem i polemiką, nie zawsze musi coś z niego wyniknąć, nie ma chyba sensu przystępowanie do niego z założeniem, że muszę coś uzyskać, muszę kogoś przekonać. Niemniej nie mogę się zgodzić, że w dialogu nie może się pojawić spór i polemika, że nie ma miejsca na przedstawienie i obronę swojego stanowiska, że nie mogę mieć nadziei – pragnienia – przekonania drugiej strony i że z niego nie może wyniknąć nic poza społecznym spokojem. Po cóż miałabym dyskutować, jeślibym nie dopuszczała możliwości, że dojdziemy do jakiejś wspólnej prawdy? W moim pragnieniu, by kogoś przekonać (dobrym pragnieniu) nie musi być założenia, że tylko po to rozmawiam, żeby przekonać. Nie widzę dylematu między tym, co nazwano asertywnością katolicką – jasnym określeniem swojego zdania na konkretny temat - a otwarciem na dialog. W końcu oczekuję, że jeśli rozmawiamy, to po drugiej stronie też ktoś mi powie: witam cię, jestem ciebie ciekaw. Na takim gruncie możemy się spotkać, rozmawiać, szanować i nasza tożsamość nie będzie nam przeszkadzała.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8
23°C Czwartek
wieczór
19°C Piątek
noc
16°C Piątek
rano
24°C Piątek
dzień
wiecej »