Po 70 latach ateizmu połowa mieszkańców wschodniej Ukrainy to niewierzący. Ludzie czują jednak głód Boga. Wykorzystują to sekty, ale odradza się i Kościół rzymskokatolicki. Gdy jest duszpasterz, wierni zjawiają się wręcz nie wiadomo skąd - mówi niedawno mianowany biskup koadiutor diecezji charkowsko- zaporoskiej Marian Buczek. Wywiad z nim opublikowało Radio Watykańskie.
Dodajmy, że na terenie obecnej diecezji charkowsko-zaporoskiej przez ponad 70 lat nie było ani jednego czynnego kościoła czy kaplicy, w ogóle nic. Zachowało się zaledwie kilka kościołów, gdyż wiele wysadzono w powietrze i zrównano z ziemią. Niektóre z tych ocalałych kościołów władze zaczynają oddawać, bo wierni są wszędzie. Brakuje nam tylko kapłanów, choć – dzięki Bogu – są kapłani diecezjalni i zakonni z Polski, jeden ze Słowacji. Misjonarze św. Wincentego a Paulo pracują z Afrykańczykami, którzy studiują, lub po studiach zostali w Charkowie. Odprawiają im Mszę św. po francusku lub angielsku. Księża misjonarze wraz z siostrami orionistkami zajmują się także dziećmi ulicy. Zbierają je w dwóch dzielnicach wieczorem (Charków ma 5 wielkich dzielnic), przewożą na nocleg, myją, karmią, opiekują się nimi i myślą o stworzeniu jakiegoś domu, w którym mogłyby one dojść do normalnego stanu. Siostry chciałyby się podjąć resocjalizacji tego młodego pokolenia, które wychowuje się na ulicy. RW: W takich sytuacjach praca duszpasterska okazuje się bardzo pożyteczna dla społeczeństwa. Jak postrzegają Kościół miejscowe władze? Bp M. Buczek: Bardzo pozytywnie, gdyż widzą, ile się robi i to nie tylko w Charkowie. Warto wspomnieć Zaporoże (tam jest konkatedra), gdzie bracia albertyni prowadzą kuchnię dla ubogich. Tam władze wojewódzkie i miejskie już zaczynają refinansować te wydatki, widząc dobro pracy, którą objęci są ci biedni ludzie. Władz to przecież nic nie kosztuje, gdy chodzi o pomieszczenia czy zatrudnienie pracowników, bo zakonnicy robią to bardzo dobrze i jest to doceniane. Podobnie w Charkowie: na ile to jest możliwe, siostry zakonne wpływają na podopiecznych tak, że niektórzy zaczynają myśleć o Panu Bogu. To jest posługa dla wszystkich potrzebujących; nie ma podziału na katolików, czy niekatolików, wierzących, czy niewierzących. Tam jest prawdziwa miłość bliźniego. RW: W pustkę spowodowaną 70-letnim okresem, kiedy kultu religijnego nie można było sprawować oficjalnie, często uderzają sekty. Bp M. Buczek: Tak, ostatnie oficjalne badania religijności pokazały, że w 2007 r. na Ukrainie wspólnoty protestanckie przewyższyły liczbę parafii prawosławnych. Sekty docierają do różnych środowisk: do młodzieży poprzez muzykę, wśród starszych szerzą działalność charytatywną czy pseudo-charytatywną i tym ludzi pociągają. Czemu tak się dzieje? Ludzie po tych 70 latach pozbawienia jakichkolwiek przejawów religijności, są skłonni przyjąć Pana Boga i wiarę od tego, kto pierwszy przyszedł, kto pierwszy dał Pismo Święte, coś powiedział. Choć są i przypadki, że po iluś latach uczestniczenia w różnych zebraniach sekt protestanckich, ludzie mówią: „To nie dla nas”. Przechodzą czasem do Cerkwi prawosławnej, ale duża część skłania się i ku Kościołowi katolickiemu. Sekty tworzą małe grupy. My też mamy małe grupy, bo jest nas niewielu, ale ci wierni duchowo się podtrzymują nawzajem, spotykają się w kościele, czy we własnych domach. Tam nieraz przychodzą też księża czy siostry zakonne i to się rozwija. Natomiast prawosławie niby ma wielu wiernych, ale ci wierni się nie gromadzą i się nawzajem nie znają. Bolączką jest to, że brakuje im prawdziwej katechezy, pogłębienia wiary.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.