Po 70 latach ateizmu połowa mieszkańców wschodniej Ukrainy to niewierzący.
Ludzie czują jednak głód Boga. Wykorzystują to sekty, ale odradza się i
Kościół rzymskokatolicki. Gdy jest duszpasterz, wierni zjawiają się wręcz nie
wiadomo skąd - mówi niedawno mianowany biskup koadiutor diecezji charkowsko-
zaporoskiej Marian Buczek. Wywiad z nim opublikowało Radio Watykańskie.
RW: By się gromadzić nie wystarczą mieszkania, potrzeba konkretnych miejsc kultu. Jak to wygląda na terenie diecezji charkowsko-zaporoskiej?
Bp M. Buczek: Jeżeli nie ma możliwości kupienia placu pod budowę świątyni, kupujemy budynek i w nim urządzamy kaplicę. Tak jest na Rohaniu, wielkiej, rozwijającej się dzielnicy Charkowa. Przy kaplicy mieszka również ksiądz i z miesiąca na miesiąc przybywa ludzi. Budujemy też większe kaplice czy kościoły z prawdziwego zdarzenia. W samym Charkowie tak powstały ośrodki karmelitów i misjonarzy. Teraz budują kościół marianie, a karmelitanki wybudowały klasztor pod Charkowem. Podobnie grekokatolicy budują w Charkowie cerkiew. Blisko karmelitanek są greckokatoliccy ojcowie bazylianie. Nie widać natomiast budujących się cerkwi prawosławnych. Na taką liczbę ludności, która powinna być prawosławna, tych cerkwi winno też być bardzo wiele.
RW: Czasami się okazuje, że kościoły istnieją, ale są pozamykane lub mieszczą się w nich jakieś inne instytucje. Jak wygląda sprawa kościoła w Dniepropietrowsku, który sprzedano z przeznaczeniem do rozbiórki?
Bp M. Buczek: Ta sytuacja jest w dalszym ciągu w punkcie wyjścia. Kościół został sprzedany firmie amerykańskiej z Kalifornii. Ta firma uważając się za właściciela budynku, zaczęła go burzyć, aby tam urządzić kasyno na Euro 2012. Okazało się, że na ścianach tego kościoła odkryto freski i malowidła z końca XIX w. Władze konserwatorskie Ukrainy zabroniły wszelkich robót, uważając świątynię za zabytek, a takich zabytków jest na wschodniej Ukrainie bardzo mało. Postąpiono słusznie, chcąc to zachować. Władze wyszły z propozycją, że dadzą tej firmie inny plac pod budowę, a nam oddadzą kościół. Choć minęło już kilka miesięcy, sytuacja nie posunęła się jednak do przodu. Liczę, że uda się to rozwiązać, bo najwyraźniej władze dostrzegły, że jest tam duża grupa wiernych, kilkaset a nie kilkanaście osób, a przecież w XXI wieku nikt świątyń na Ukrainie nie będzie burzył.
RW: Ludzie oczekują konkretnej posługi duszpasterskiej. Czy ma z nimi kto pracować? Jak wygląda sytuacja seminarium duchownego?
Bp M. Buczek: Gdy chodzi o powołania do seminarium diecezjalnego, to sądząc po liczbie wiernych, powinniśmy mieć wystarczająco kleryków. Mamy ich 11, w tym roku będzie święconych trzech, a może nawet czterech prezbiterów. Pan Bóg powoli nam błogosławi. Jednak gdybyśmy mieli więcej kapłanów, dla wszystkich znalazłoby się miejsce, ponieważ są już oddane kościoły, gdzie duszpasterz dojeżdża raz w tygodniu i to z dalekich odległości: nieraz po 150, czy 170 km. Gdyby tam ksiądz osiadł na stałe, to pewnie wiernych byłoby więcej, bo ludzie chcą kapłana. Mamy kilka przykładów, gdzie ksiądz dojeżdżał raz w miesiącu, potem raz w tygodniu, teraz zamieszkał na stałe, a liczba wiernych bardzo szybko się powiększa. Jest codziennie Msza św., a nawet dwie i wierni się znajdują nie wiadomo skąd.
RW: Kończąc naszą rozmowę zapytam, co jest najważniejsze obecnie, zdaniem księdza Biskupa?
Bp M. Buczek: Najważniejsze, żeby kapłani znaleźli czas na pogłębienie wiary wśród dorosłych i młodzieży.
Rozmawiał o. Józef Polak SJ/ RV
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»