- Żadnego wychowanka nie tknąłem - mówi w rozmowie z Gazetą Wyborczą ks. Andrzej, na którym ciążą zarzuty wykorzystywania seksualnego nastolatków.
- Powtarzam, to nie są wiarygodni świadkowie. Ten, który twierdzi, że miałem z nim rzekomo 30 kontaktów seksualnych, był zagubionym chłopakiem po trzech próbach samobójczych, po ostrym konflikcie z ojcem. Dałem go, by przyuczył się do zawodu stolarza, to zaczął wąchać kleje. Na jednym z wyjazdów w góry dopuścił się kradzieży, zniknął na kilka dni, balował gdzieś w Krakowie. Nie wiem, za co mści się na mnie. Być może chodzi o jego matkę, z którą jest silnie związany emocjonalnie. Matkę zatrudniałem w kuchni, ale musiałem ją zwolnić, bo wynosiła jedzenie w ilościach, których nie mogłem tolerować. - A inni? - Jeden mówi, że go przyjmowałem do schroniska i wtedy miałem go dotykać. Rzecz w tym, że przyjmował go zupełnie inny wychowawca, który jest gotów to poświadczyć. Inny twierdzi, że miałem go wykorzystać w drodze do Wrocławia. Ja nawet nie kojarzę, o kogo chodzi. To prawda, że mam rodzinę we Wrocławiu i w okolicy. Prawda, że czasem jeździłem tam z chłopakami, ale zawsze brałem ze sobą dwóch, a nie jednego. Wykluczone, żebym spał z nastolatkiem sam na sam w jednym pokoju hotelowym. Zarzuty są kłamliwe. - Dlaczego mieliby kłamać przez tyle lat? - Nie wiem. Mogę przypuszczać, że to wpływ Marka Mogielskiego [były wychowawca z ogniska, brat dominikanina Marcina Mogielskiego, który spisał zeznania wychowanków] i skupionej wokół niego grupy. - Jaki miałby w tym interes? - Myślał, że zostanie kierownikiem jednej z założonych przeze mnie placówek. A nie mogłem awansować kogoś, kto wykazywał dziwne, podejrzane zachowania. Potrafił wyjść z kolacji, by podkraść się do miejsca, w którym chłopcy popalali papierosy. Nie chodziło o to, by ustalić, którzy palą. On tam szedł, by podsłuchiwać, o czym wychowankowie rozmawiają. Mogielski spodziewał się też, że awans dostanie jego żona. Nie dostała, choć ja w ogóle nie miałem nic wspólnego z tą decyzją. - I z tych powodów Mogielski miałby przez tyle lat dobijać się do władz kościelnych z fałszywymi zarzutami? - To człowiek bez wątpienia bardzo inteligentny, potrafiący owijać sobie ludzi wokół palca. Stąd inni nieliczni wychowawcy, którzy potwierdzają te wszystkie kłamliwe brednie. Nie mam zresztą pewności, co nimi kieruje, może lekarz udzieliłby właściwej odpowiedzi. - Dominikanin o. Marcin Mogielski też ma powody, by się mścić? - Owszem, ma. Mój konflikt z Marcinem zaczął się, gdy mu powiedziałem, że nie może iść do seminarium ze względu na półroczny romans homoseksualny z wizytatorem przydzielonym do ogniska przez kuratorium. - Marcin Mogielski mówi, że to nie był romans. W klasie maturalnej został wykorzystany przez człowieka, któremu ufał. Ksiądz zresztą sam był zaprzyjaźniony z tym człowiekiem. - Nie byłem, choć znałem go z wcześniejszych czasów. Nie mogę odpowiadać za czyny dwojga dorosłych ludzi. Marcin miał 18 lat i nikt mi nie powie, że chłopak w takim wieku nie wie, czym jest jego seksualność. Mogło się to zdarzyć raz przez przypadek. Ale więcej? I to przez pół roku? - Przecież on miał potworne poczucie krzywdy. Kuratorium potwierdziło winę tamtego człowieka, wyrzucając go z pracy. Poza tym Mogielski zapewnia, że ksiądz doskonale wiedział o jego staraniach o przyjęcie do seminarium i nie miał nic przeciwko temu. - To nieprawda. On najwyraźniej zapomniał, kto go wyciągał z tego błota i kto zapłacił za adwokata. Ja mu pomogłem. Fakt, że nie zareagowałem, gdy dowiedziałem się o przyjęciu go do seminarium. Jako kapłan pozostawiłem to jego sumieniu. I może to był mój błąd. Mogielski jest pod wpływem swojego starszego brata Marka. I dziwnym trafem zaczął spisywać zeznania rzekomych świadków wkrótce po tym, gdy jego szwagierka też nie otrzymała kierowniczego stanowiska, na które liczyła. - Gdyby Kościół wyjaśnił to rzetelnie na samym początku, przesłuchując wszystkich świadków, pewnie dziś nie byłoby sprawy. - Biskup Stefanek rozumiał sytuację, wiedział, że to pomówienia i że ci ludzie wszystkim robią krzywdę. I mnie, i sobie. Dziś żałuję, że nie zostało to wyjaśnione do absolutnego końca, bo oszczercy nie mieliby pola do popisu. - Co ksiądz teraz zrobi? - Będę dochodził swojej niewinności przed sądem. Choć liczę jeszcze na cud, że tych ludzi oświeci i będą umieli przyznać się do swojej winy. Niezależnie od tego, jak bracia Mogielscy jeszcze mnie skrzywdzą, nie zmuszą mnie, żebym ich znienawidził.
Ministerstwo gospodarki zagroziło, że zamknie organizacje, które nie zastosują się do nakazu.
W trudnej sytuacji zwierzak może szukać u nas wsparcia - uważa behawiorystka, Sylwia Matulewska.
Carter był 39. prezydentem USA. Sprawował ten urząd w latach 1977-1981.
W Nowy Rok w Kościele katolickim obchodzona jest uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.