Reklama

Ks. Andrzej się broni

- Żadnego wychowanka nie tknąłem - mówi w rozmowie z Gazetą Wyborczą ks. Andrzej, na którym ciążą zarzuty wykorzystywania seksualnego nastolatków.

Reklama

Biskupi szczecińscy od 13 lat nie potrafią rozstrzygnąć, czy zarzuty o seksualne wykorzystywanie nastolatków wysuwane pod adresem jednego z duchownych ich archidiecezji są zasadne. Sprawa, którą wczoraj opisaliśmy w "Gazecie" i w reportażu w "Dużym Formacie", dotyczy księdza Andrzeja. To założyciel i pierwszy dyrektor Ogniska św. Brata Alberta w Szczecinie. O tym, że w ognisku może dochodzić do wykorzystywania chłopców, jako pierwszy w 1995 r. poinformowany został bp Stanisław Stefanek, któremu wtedy podlegała archidiecezjalna oświata. Powiedzieli mu o tym wychowawcy z ogniska. Biskup uznał ich za niewiarygodnych, a z chłopcami, którzy mieli paść ofiarą księdza, nie rozmawiał, bo "nie miał zlecenia od arcybiskupa". Na tym sprawa została wtedy zamknięta, gdyż abp Marian Przykucki zaufał ocenie Stefanka. Wychowawców napomniano, żeby nie działali przeciwko Kościołowi. Ci do sprawy jednak wrócili. W 2003 r. zeznania ich oraz pokrzywdzonych spisał dominikanin Marcin Mogielski. Dostał je abp Zygmunt Kamiński, następca Przykuckiego. Minęło pięć lat, a nie doszło nawet do przesłuchania wszystkich ofiar i wychowawców. Abp Kamiński powiedział nam tymczasem, że ofiarą jest sam duchowny, który funkcjonuje od kilkunastu lat "jako winny-niewinny". Ksiądz Andrzej uważa, że zarzuty przeciwko niemu są nic niewarte, a on nigdy nie popełnił czynów, o które jest obwiniany. Roman Daszczyński: Czy ksiądz wykorzystywał seksualnie swoich podopiecznych z Ogniska św. Brata Alberta w Szczecinie? Ks. Andrzej: Nie, absolutnie czegoś takiego nie robiłem. Od lat stawiane mi są całkowicie bezpodstawne zarzuty. Mam dość życia pod ich presją. Chcę, by ta sprawa była całkowicie wyjaśniona, bez niedomówień. - Kościół wyjaśniał ją od 1995 r. Najwyraźniej robił to nie dość gorliwie. Nie uważa ksiądz, że ta sprawa powinna być zbadana przez prokuraturę? - Tak, dziś tak uważam. Problem w tym, że minęło dziesięć lat i zarzucane mi czyny się przedawniły. Prokuratura już nie sprawdzi, co się wtedy wydarzyło. Prosiłem ludzi, którzy mnie atakowali oszczerstwami, że jestem pedofilem: idźcie do prokuratora, niech on tym się zajmie. Nie poszli i śmieszy mnie ich argument, że chcieli wszystko wyjaśnić bez wynoszenia sprawy poza Kościół. Teraz wynoszą i nie mają skrupułów? - Rozczarowali się. Od 1995 r. przesłuchano tylko dwie osoby zarzucające księdzu, że je wykorzystał seksualnie. Prysły złudzenia, że biskupi chcą tę sprawę wyjaśnić. - Biskupi postępowali zgodnie ze swoimi uprawnieniami, wiedzą i sumieniem. Ich wina miałaby polegać na tym, że nie dali wiary moim oszczercom? No to, powtarzam, trzeba było iść do prokuratury i tam sprawę dalej wałkować. Gdy lata temu poprosiłem głównego sprawcę tego zamieszania, mojego byłego współpracownika z Ogniska św. Brata Alberta - Marka Mogielskiego - by złożył doniesienie do prokuratury, to tylko wzruszył ramionami i spojrzał mi w oczy, uśmiechając się cynicznie. Sam na siebie miałem donieść? Biskupi mieli na mnie donieść? Przecież to absurd. - Relacje byłych wychowanków, zarzucających księdzu wykorzystywanie seksualne, to też absurd? - Tak, żadnego z nich nie tknąłem. Żaden nie jest wiarygodny. Na wakacyjnym wyjeździe w góry kogoś molestowałem? To były pokoje po siedem, osiem osób. Nikt nigdy nie był w nich sam. Ja nie spałem z chłopcami, tylko miałem swój pokój w zupełnie innym budynku, u bacy. Ktoś o zdrowych zmysłach może sobie wyobrazić, żebym wparował do sali, gdzie są chłopcy, i robił takie rzeczy? - Nie ma w tych zarzutach nic prawdziwego?

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
2°C Niedziela
rano
5°C Niedziela
dzień
5°C Niedziela
wieczór
2°C Poniedziałek
noc
wiecej »

Reklama