Środowe gazety zamieszczają komentarze i analizy związane z opisana przez Gazetę Wyborczą sprawą rzekomego molestowania nieletnich przez księdza ze Szczecina.
Tak było przecież w Stanach Zjednoczonych, gdzie medialna afera rozgorzała nie po pierwszych doniesieniach o przestępstwach Johna Geoghana czy Jamesa Portera, ale gdy okazało się, że wiedzę o ich działaniach posiadali ich przełożeni i że nie zrobili oni nic (a przynajmniej nic konkretnego), by ich przed takimi działaniami powstrzymać. Konkretne działania wymagają zaś odwagi i determinacji, także prowadzącej do decyzji radykalnych. Gdyby w latach 70. i 80. w Stanach Zjednoczonych zamiast posyłać księży na psychoanalizę czy do specjalnych ośrodków, a później przywracać ich na stanowiska w innych parafiach, od razu podjęto zdecydowane działania z usuwaniem ze stanu duchownego włącznie, to dziś Kościół w USA byłby nie tylko bogatszy o dwa miliardy dolarów (które musiał zapłacić jako odszkodowania), ale miałby o wiele wyższy autorytet i udałoby się uniknąć licznych ludzkich tragedii. To jednak wymagałoby uznania (do czego już część amerykańskich katolików się skłania), że istnieją tego typu przestępstwa czy niegodne zachowania seksualne, które z samej swojej istoty, a nie dlatego, że zostały ujawnione, eliminują z kapłaństwa. I miłosierdzie czy przebaczenie nie mają tu nic do rzeczy, a kierowanie się nimi przy przywracaniu duchownych dopuszczających się przestępstw seksualnych (nawet względnie lekkich) oznacza – jak wykazuje Germain Grisez na łamach katolickiego pisma „First Things” – mylenie grzechu i przebaczenia z nadużyciem stanowiska i przywróceniem na nie. „Rodzice powinni wybaczyć opiekunce, która zabrała ich dziecko na imprezę, ale nie muszą jej zatrudniać ponownie” – uważa autor. Nieakceptowalny ze społecznego punktu widzenia był także ton lekceważenia sprawy czy jej pomniejszania. W sytuacji gdy w mediach pokazywano twarze dojrzałych ludzi, którzy płakali na samo wspomnienie tego, co zrobili im w przeszłości duchowni, czymś całkowicie nie na miejscu wydawało się tłumaczenie rzeczników prasowych czy samych hierarchów, że nie ma co przesadzać, że to jednostkowe sytuacje i że wszystko jest pod kontrolą. Ten ton pojawiał się też w wypowiedziach niektórych polskich hierarchów, którzy – jak bp Tadeusz Pieronek – tłumaczą obecnie, że nie ma podstaw, by oskarżać cały Kościół o ukrywanie pedofilii. I choć trudno odmówić mu racji, to akurat w tym momencie wypowiedź jest zwyczajnie nie na temat. Teraz trzeba zmierzyć się z konkretną sprawą, a nie wypowiadać ogólnie prawdziwe zdania, które mają się nijak do konkretnych tragedii. Jeszcze istotniejsze jest poważne podchodzenie do medialnych doniesień. Nic bowiem tak nie pogłębia skandalu, jak udawanie, że np. niemoralne sytuacje nie są niczym zaskakującym. Na takie działanie zdecydował się w Austrii biskup Kurt Krenn, który po opublikowaniu przez jedną z austriackich gazet zdjęć, na których rektor seminarium i kleryk całują się głęboko, powiedział, że cała sprawa jest rozdęta przez media, a pocałunek z językiem nie ściąga na siebie kar kościelnych i był zwyczajnym elementem życzeń świątecznych. Nietrudno się domyślić, że jedyną reakcją na takie wypowiedzi była wzmożona wściekłość dziennikarzy i rozgoryczenie świeckich. Jednak opisywany przypadek austriacki pokazuje, że możliwe są zdecydowane i ostre działania nawet w sytuacji, gdy Kościół znajduje się pod ostrym ostrzałem mediów, a biskup ordynariusz nie widzi problemu skandalu seksualnego. Hierarchowie austriaccy odcięli się od Krenna (choć on jedynie ignorował, być może z niewiedzy, pewne przestępstwa, a nie był ich sprawcą) i doprowadzili do jego odwołania i zastąpienia innym biskupem, który zdecydowanie zabrał się do pracy. Od samego początku skandalu kardynał Christoph Schönborn zapewniał też, że w miarę swoich możliwości zrobi wszystko, by sprawa została do końca wyjaśniona, a winni ukarani.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.