Media wyżywają się na tych, którzy w okresie komunizmu byli w słabszej
pozycji, a okazuje się, że i dziś też w takiej są postawieni - mówi w rozmowie
z KAI bp Wiesław Mering.
KAI: Co było po powrocie?
Przez kilka lat miałem zupełny spokój. Być może dlatego, że o wszystkim opowiedziałem swojemu biskupowi [ordynariusz ówczesnej diec. chełmińskiej bp Bernard Czapliński zm. w 1980 r. – przyp. KAI] a oficerowi (urzędnikowi?), któremu oddawałem paszport zapowiedziałem, że wszystko przekażę swojemu biskupowi. On już dawno nie żyje, więc tego już, niestety, nie udowodnię. Można mi uwierzyć lub nie. Biskup powiedział mi: „możesz z nimi rozmawiać, bylebyś nie posuwał się za daleko”. Takie były święte słowa mojego biskupa.
KAI: Ale po jakimś czasie SB znowu się uaktywniła.
Zaczęło się po mojej przeprowadzce do Pelplina [w 1980 r. Ks. Mering został wykładowcą WSD w Pelplinie – przyp. KAI]. Przypuszczam, że stałem się dla nich atrakcyjny, bo zacząłem pracować w seminarium. Zaczęli mnie najeżdżać, ale nikt nigdy nie proponował mi żadnej współpracy, niczego nie musiałem kwitować, podpisywać. W teczce są informacje, że brałem pieniądze. To mogły być te 6 czy 7 zł, które dawali za kawę ale nie mnie tylko np. gdy byłem u nich w komendzie czy jakiejś kawiarni. Takich spotkań było dosłownie kilka.
KAI: Oficer SB raportował też o przekazaniu księdzu koniaku „Camus” za 650 zł.
Nigdy nie dostałem żadnego koniaku, choć być może został wpisany na moje konto. Nigdy nie byłem tak biedny, żebym nie mógł kupić go sobie sam.
KAI: Raport SB mówi o ustalonych wspólnie planach spotykania się z księdzem w toruńskim hotelu Kosmos.
Pracowałem w Toruniu tym mieście pół roku, ale nigdy nie byłem w żadnym toruńskim hotelu. W tych materiałach jest wiele przekłamań, choć są i stwierdzenia prawdziwe. Boli mnie, że niektórzy historycy, w tym bardzo doświadczeni, tak łatwo dają wiarę temu, co jest w esbeckich papierach, bo przecież nie jestem pierwszym przypadkiem zarejestrowania bez wiedzy i zgody.
KAI: Historyk Jan Żaryn z IPN ocenia, iż „wiedza zgromadzona w aktach pozwala określić ks. Wiesława Meringa tajnym i świadomym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa”.
Powiedziałbym, że wiedza zgromadzona w dokumentach pozwala stwierdzić, że zostałem przez nich zarejestrowany. Natomiast twierdzić, że podejmowałem jakieś działania czy byłem jakimkolwiek współpracownikiem jest dla mnie po prostu obraźliwe. Dziwię się, że ktoś z – jak sądziłem – pewną klasą potrafi wypowiedzieć taką opinię. Nie chcę nikogo oskarżać, żadnej ze stron. Powiem dosadnie: jeżeli się ciągle nurza w bagnie zakłamanego systemu, to bardzo trudno oddzielić ziarna prawdy.
KAI: Czy, patrząc z dzisiejszej perspektywy, jest coś czego ksiądz Biskup żałuje? Czy we wszystkich tych "okołopaszportowych" sytuacjach postąpiłby Ksiądz tak samo?
Poczekajmy jak się znajdą jakiekolwiek dowody świadczące przeciwko mnie, jakikolwiek donos na kogokolwiek. Mówi mi ktoś, że takich nie ma, bo teczka została zniszczona. Ale przecież w aktach ks. Jankowskiego, w których są dziesiątki podpisanych informacji, nie ma ani jednej, która byłaby mojego autorstwa.
Z dzisiejszej perspektywy trudno ocenić wszystko, co działo się wtedy. Oni byli przekonani, że będą trwali wiecznie, podobnie myślałem i ja.
KAI: Dlatego ciągle chyba trzeba przypominać, że powojenne relacje Kościół – komuniści to nie tylko sytuacje czarno-białe a więc wyłącznie postawy heroiczne lub przypadki kolaboracji ale też cała gama sytuacji pośrednich, które wymykają się kategorycznym ocenom, wydawanym w dodatku po wielu latach i w innych warunkach politycznych.
Tak jest. A przede wszystkim, na Boga żywego, przecież to wszystko zaczyna się od złej strony! Niektóre środki przekazu wyżywają się na tych, którzy wtedy byli w słabszej pozycji, a okazuje się, że i dziś też w takiej są postawieni! Bogu najwyższemu dzięki, że funkcjonariusz zapisał tych kilka zdań, które świadczą o mojej postawie. Ale do czego to dochodzi, żeby ubek dawał świadectwo moralności biskupowi? To jest chore, tak nie można.
rozmawiał Tomasz Królak