Był wykładowcą, ale przede wszystkim wychowawcą. Pokazywał, jak żyć i zachęcał, by się wszechstronnie rozwijać. Tak ks. Michała Sopoćkę wspomina abp Edward Ozorowski, który z przyszłym błogosławionym spotkał się w białostockim seminarium duchownym.
Abp E. Ozorowski: Jak słucham naocznych świadków, a jeszcze tacy żyją, to wielu z nich było cały czas przekonanych, że prawda jest po jego stronie. Sam ks. Michał Sopoćko był, myślę, introwertykiem. Jego patrzenie zawsze kierowało się do wewnątrz, to nie był człowiek rozbiegany. Jego wyobraźnia ciągle była skupiona jakby na jednym punkcie. Potem, zwłaszcza, gdy posuwał się w latach, bywało i tak, że przechodził przez ulicę, nie patrząc ani na lewo, ani na prawo. Pewne kłopoty w komunikacji wynikały z tego powodu. On cały czas pozostawał zjednoczony z Panem Bogiem. Z tego zjednoczenia czerpał dla siebie siły, zwłaszcza wtedy, kiedy spotykał różnego rodzaju trudności. – Dzisiaj na ks. Michała Sopoćkę patrzymy jako na wielkiego spowiednika siostry Faustyny, na teologa Bożego Miłosierdzia. Czy wówczas coś przemawiało za tym, że przez tego człowieka Pan Bóg zechce przypomnieć prawdę o Miłosierdziu? Abp E. Ozorowski: Wszystkie tzw. trudne prawdy przechodzą okres próby. Gdy żył ks. Michał Sopoćko, wielu wątpiło, czy rzeczywiście to, czego uczy, jest prawdą, czy nie są to jakieś urojenia. On był bardzo na to wyczulony i gdy tylko siostra Faustyna zaczęła mu mówić o tym, co słyszy, skierował ją na badania psychologiczne. To, że była to osoba zdrowa, bardzo pomogło w samym procesie. Nie był głuchy na słowa krytyki. Szukał uzasadnienia i potwierdzenia tego, co głosił jako przejęte z objawienia otrzymanego przez siostrę Faustynę. On do końca był przekonany, że ta prawda zwycięży. Często mówił: Za mego życia – nie, ale po mojej śmierci będzie to do przyjęcia dla wszystkich. – Miłosierdzie Boże ma w sobie tę cechę, że ratuje człowieka w sytuacji nieraz najgłębszej desperacji. Znamienny jest cud, zatwierdzony do beatyfikacji, który zdarzył się właśnie w środowisku seminaryjnym. Chodziło o młodego człowieka, który w rozpaczy próbował popełnić samobójstwo przez otrucie się. Natomiast z niewyjaśnionych od strony medycznej przyczyn spożyta wówczas potężna dawka lizolu nie doprowadziła do śmierci, bo wspólnota seminaryjna pod przewodnictwem rektora modliła się za tego człowieka, a modliła się właśnie za wstawiennictwem ks. Sopoćki. Księże Arcybiskupie, również dzisiaj są rodziny, które mierzą się z przypadkami prób samobójczych. Czy postać ks. Michała Sopoćki może tutaj wnieść jakieś światło i ukojenie? Abp E. Ozorowski: Powinna przede wszystkim przypominać, kim jest człowiek, jaki jest sens jego życia i dokąd zdąża. Bo gdy ludzie patrzą na siebie tylko wycinkowo, kiedy znajdą się w tzw. dołku psychicznym, to wydaje im się, że wszystko się zawaliło i życie nie ma sensu. Natomiast ten sens jest i zawsze można wyjść z dołka. Ks. Michał Sopoćko, głosząc prawdę o Bożym Miłosierdziu, niewątpliwie wskazuje człowiekowi drogę życia. Boże Miłosierdzie to ta wszechogarniająca miłość Pana Boga, która jest większa niż wszystkie potknięcia, niż wszystkie grzechy ludzkie, niż wszelkie zło, które ludzie czynią. Bóg jest większy niż to wszystko. Ci, którzy popatrzą na siebie z wiarą, zawsze znajdą jakby linę ratunkową, która ich wyciągnie ze stanu, w jakim się znaleźli. Nie trzeba patrzeć na Boże Miłosierdzie w sposób smutny. Niekiedy się słyszy, że są i tacy, którzy modlą się do Boga o miłosierdzie, żeby Go już więcej nie potrzebować. To tak, jakby chcieć z całości życia ojcowskiego wyciąć ten fragment, gdzie okazane jest miłosierdzie, a resztę zostawić. A tymczasem miłosierdzie to całość Bożej miłości, która ogarnia człowieka we wszystkich sytuacjach jego życia. – Czyim patronem może być przyszły błogosławiony Michał Sopoćko? Abp E. Ozorowski: Może być patronem wszystkich tych, którzy pokładają nadzieję w Panu Bogu, którzy powinni ją w Nim pokładać. Myślę, że beatyfikacja merytorycznie wiąże się z encykliką Benedykta XVI „Spe salvi (facti sumus)” – w nadziei już zostaliśmy zbawieni. Zbawieni nie przez kogoś innego, tylko przez Jezusa Chrystusa i w Jezusie Chrystusie, który przypominał i teraz przypomina, że jest miłosierny i że trzeba zwracać się do Niego: „Jezu, ufam Tobie”. Rozm. ks. J. Polak SJ/ rv
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.