O wojnie, powstającej pierwszej szkole muzycznej w kraju i świętach w Republice Środkowoafrykańskiej - mówią pracujący tam aktualnie misjonarze: br. Benedykt Pączka OFM Cap i pochodzący z RŚA, br. Valentin Moni.
Henryk Przondziono /GN Br. Benedykt Pączka OFM Cap: Miałem konkretny plan: wyjechać do Afryki, tam oddać życie za człowieka dla Jezusa To będą trudne święta, sytuacja w kraju jest napięta...
Br. Benedykt: Bardzo napięta. U nas w Ngaoundaye jest w miarę spokojnie, ale nawet i tu zdarzają się dramaty. W naszej parafii islamistyczna grupa Seleka dała jednemu chłopakowi granat. Przyszedł z nim na próbę chóru, po Mszy świętej i odbezpieczył go. Zostało rannych 50 osób, kobiety, dzieci. Ludzie mieli powbijane odłamki w całych ciałach. Niektórzy zmarli, a niektórzy bardzo długo walczyli o życie. Widziałem jedną matkę w ciąży z takim odłamkiem. Zmarła i ona i dziecko. Więc ludzie boją się chodzić do kościoła czy posyłać dzieci do szkoły. Ostatnio w naszym liceum w klasie były tylko trzy osoby. Normalnie do szkoły przychodziło 600 osób. Seleka ma swój interes w tym, by niszczyć chrześcijan, być może chcą aby kolejne państwo było ich własnością. Później już kiedy będzie większość muzułmanów – inne religie nie mają racji istnienia.
Czujecie się bezpośrednio zagrożeni jako misjonarze?
Br. Benedykt: Takie zagrożenie oczywiście jest. Codziennie o siódmej rano i o 15:00 po południu komunikujemy się przez radio CB z innymi placówkami misyjnymi, naszymi współbraćmi, siostrami zakonnymi, księżmi diecezjalnymi. Wymieniamy informacje o bieżącej sytuacji. Działania Seleka dotykają bezpośrednio regionów gdzie mieszkają nasi bracia, np. naszej misji w Bouar, w Bocaranga, w Bangui. Nasi bracia organizują tam wspólne modlitwy i spotkania dla chrześcijan i muzułmanów. Aby ludzie nie dali się ponieść wzajemnej nienawiści. Bo choć Seleka kieruje swe działania przeciw chrześcijanom, to nie można mówić że w RŚA mamy do czynienia z konfliktem religijnym.
Grudniowe masakry dokonane przez Seleka, w wyniku których zginęło prawie 1000 osób to podobno odwet za akcje zbrojną dokonaną przez bojówki chrześcijanskie.
Br. Benedykt: Chodzi o grupy Antibalaka. Tak do końca nie wiadomo kim oni są, od kogo biorą rozkazy, kogo atakują. Jedno jest pewne – są to środkowoafrykańczycy broniący swojego kraju. To grupy niekontrolowane, bardzo liczne, oddziały złożone z chrześcijan. Ale nie ma powszechnego społecznego przyzwolenia na ich działania. To tylko wzmacnia konflikt, sprawiając wrażenie wojny religijnej.
Br. Valentin: Relacje pomiędzy muzułmanami a chrześcijanami zawsze tu były dobre, ludzie żyli w zgodzie. Do dzisiaj nie rozumiem intencji Seleka, dlaczego oni to robią. Dlaczego poskładali swoje oddziały z najemników z Czadu i Sudanu. Ludzie w RŚA chcą pokoju, i potrzebują, aby opinia międzynarodowa pomogła na przywrócenie tego pokoju. Problemem jest to, że obecne zamieszanie przyszło do nas z zewnątrz. Również czadyjskie oddziały FOMAC, które mają ochraniać przed Seleka, nie dają poczucia bezpieczeństwa. Ludzie się ich boją, bo sprawiają wrażenie, jakby stali po stronie Seleka. To czego potrzebujemy to nowych wyborów w kraju i to jak najszybciej, bo kraj cierpi.
A obecność wojsk francuskich nie daje poczucia bezpieczeństwa?
Br. Valentin: Tą pomoc ludzie przyjmują z radością, ponieważ nie ufają pochodzącym z Czadu i Sudanu żołnierzom FOMACU. Kiedy Francuzi pojawili się na ulicach ludzie witali ich jak bohaterów, wybiegali z gałązkami na ulice, tańczyli, cieszyli się, wierząc, że pomogą oni w przywróceniu pokoju.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.