- Całe moje życie zostało doszczętnie skomercjalizowane. Z normalnych okresów
został mi tylko Wielki Post. Wielki Post to jest moje Westerplatte, ostatni
przyczółek.
Post czyli moje Westerplatte
Całe moje życie zostało doszczętnie skomercjalizowane. Z normalnych okresów został mi tylko Wielki Post. Wielki Post to jest moje Westerplatte, ostatni przyczółek. Czekam na Środę Popielcową jak zgłodniały pies.
Aktor Teatru Ateneum, pan Roman Wilhelmi miał zwyczaj dopisywania ołówkiem akcentów dramaturgicznych. Na teksty teatralne nanosił tylko dwie litery P i O. P oznaczało przyłożyć (w oryginale nieco inaczej, ale na tę samą literę) zaś O – odpuścić. Przyłożyć - odpuścić, przyłożyć – odpuścić i tak w kółko. Post chrześcijański też zawiera w sobie te dwa elementy. Przyłożyć, przyłożyć sobie czyli pościć (od telewizora, internetu, jedzenia, palenia, ględzenia itp.) A potem odpuścić, odpuścić czyli zaprosić żonę do restauracji, pójść z dziećmi na karuzelę (koniecznie na Bielany), odwiedzić sąsiada, zachwycić się Panem Bogiem i Jego Światem.
Od mnichów tynieckich nauczyłem się robić porządki wielkopostne. Normalnie porządkujemy to, co jest widoczne. Można jednak, tak jak w Tyńcu, porządkować rzeczy ukryte. Mnisi mozolnie wynoszą na korytarz cały swój dobytek, książki, wstążki i szafy a potem wnoszą niewiele, tylko to, co jest konieczne do życia. Podobno aż w Krakowie słychać rechot mnichów, oglądających „skarby” mozolnie gromadzone przez cały rok.
Można pościć od smacznych potraw i szyb niebieskich od telewizora. Można pościć od papierosów, gorzałki i słodyczy. Jest jednak post, który udaje się tylko raz na siedemdziesiąt lat. Jest to post od wielomówstwa. Niby proste: odpowiadamy na pytania wtedy gdy to jest konieczne, ale pierwsi nie rozpoczynamy rozmowy! Od tego postu trudniejsze jest tylko podzielenie się z bliźnim gotówką czyli jałmużna.
Na naszym zjeździe kapłańskim siedzieliśmy przy stole i patrzyliśmy na siebie z radością i przerażeniem. Większość wyglądała podobnie jak ja, czyli okropnie. Tylko jeden nasz kolega, Henryk Bartuszek wyglądał dosyć normalnie. Jak ty to robisz, spytałem. To proste, odpowiedział, po osiemnastej piję tylko wodę i codziennie odmawiam brewiarz.
Statystyczny Polak ogląda telewizję przez trzy i pół godziny dziennie. Jeśli ktoś nie ogląda, to bliźni musi patrzeć przez siedem godzin. W Ameryce czy może w Związku Radzieckim przeprowadzono kiedyś eksperyment. W popularnym programie telewizyjnym na dany znak ludzie wyłączyli w swych domach jedną żarówkę. Zsumowana oszczędność zaskoczyła wszystkich. Wskazówka prądu w elektrowni sięgnęła czerwonej, grubej kreski. Marzę o takiej chwili, kiedy nasz Biskup albo Pan Prezydent da znak (można strzelić z armaty jak na Westerplatte) a my wyłączymy nasze umęczone telewizorki! Do jakiej kreski byśmy sięgnęli?
Na zeszłoroczny Wielki Post na wieży naszego kościoła pojawiła się figurka pana Wołodyjowskiego. Henryk Sienkiewicz utrzymuje, że przez pewien czas należał on do bielańskiej wspólnoty. Biały mnich śpiewa pieśń „Memento mori” czyli pamiętaj o śmierci. Kiedy prosiłem Michała Lorenca o skomponowanie tego utworu zgodził się pod jednym warunkiem, że będzie to najradośniejsze memento mori na świecie. Słowa dotrzymał. Sprawdźcie sami. Warszawskie Bielany. Kameduli. Godzina 12.
Przed pewnym przedstawieniem teatralnym pani Maja Komorowska szepnęła do nas, radośnie potrząsając głową: pomódlmy się, żeby nam się podobało! Rozpoczynając Wielki Post mogę tylko powtórzyć za wielką Aktorką. Pomódlmy się, żeby nam się podobało!
«« | « |
1
| » | »»