„Odkryć w sobie mnicha" - to tytuł książki znanego austriackiego polityka i
publicysty Heinza Nussbaumera poświęconej duchowości Góry Athos. To tam od
ponad 20 lat spędza on część letnich wakacji.
A więc jest to rozmowa o różnych doświadczeniach wiary...
- Tu chciałbym podzielić się moim przeżyciem z tegorocznego pobytu, które doprawdy odebrało mi dech w piersi. Ostatniego dnia siedziałem na balkonie mojego pokoju z jednym z mnichów, Amerykaninem. Znamy się z nim od dawna i prowadzimy intensywne, głębokie, egzystencjalne rozmowy. Spytałem go: jeśli poświęcasz swoje życie na tak bliski kontakt z Bogiem, czy możesz mi powiedzieć, jak wygląda twój Bóg? Czy jest to jakaś konkretna ikona, z którą rozmawiasz, Pantokrator, czy też jakiś konkretny tekst, który powtarzasz? Jest to Bóg Ojciec, Syn, Duch Święty? Co widzisz, gdy z nim rozmawiasz? Zastanawiał się przez chwilę, po czym odpowiedział mi w kilku słowach, które na zawsze wryły mi się w pamięć: dziś to jesteś ty.
I to „dziś to jesteś ty”, ciągle mam w pamięci. Teraz wiem, że dla mnichów z Athos te ciągłe spotkania z pielgrzymami stanowią duchowe wyzwanie. Oni wiedzą, że ich misją jest przekazywanie swojej duchowości przybywającym do nich pielgrzymom, wielka gościnność płynąca z głębi serca. Dlatego też przyklasztorne domy pielgrzyma noszą nazwę „domy książęce”, bo każdy ich gość jest przez nich traktowany jak książę, bo „w każdym przybywającym trzeba widzieć Chrystusa”. Sądzę, że to jest też dla nich swoisty sprawdzian, aby nie zawsze patrzeć wrogo na rzeczywistość Kościoła katolickiego. I pewnie dlatego nie traktują mnie jako kogoś, kto zakłóca ich spokój, lecz jako przyjaciela, który też dla nich jest kimś interesującym.
KAI: Znane jest odizolowanie mnichów z Athos od świata zewnętrznego. Jak się Panu udało ją przerwać i pozyskać zaufania mnichów? Sądzę, że to wielki przywilej.
- Tak, to wielki przywilej, powiedziałbym więcej: to największy dar, jaki otrzymałem od życia. Zaczęło się od tego, że przed laty od ówczesnego prezydenta Austrii otrzymałem polecenie przygotowania rozmów, mających doprowadzić do ewentualnego spotkania trzech patriarchów - Rzymu, Konstantynopola i Moskwy - w podwiedeńskim opactwie cystersów Heiligenkreuz. Podróżowałem wówczas między Rzymem, Konstantynopolem i Moskwą, aby wysondować, czy są szanse na takie spotkanie. Przy tej okazji poznałem ekumenicznego patriarchę Konstantynopola, Bartłomieja I. I wtedy, jak sądzę, zawiązała się między nami przyjacielska więź, która trwa do dziś. Przypomnę, że patriarcha jest również duchowym zwierzchnikiem Góry Athos. Pierwszy pobyt na Athos zawdzięczam właśnie jemu, to on otworzył mi drogę. Mnisi przyjęli mnie być może dlatego tak otwarcie i od razu potraktowali jako osobę bliską. Przyjmuję to z głęboką wdzięcznością i pokorą. Z czasem Athos stał się moim „duchowym domem”. Jak podkreślił podczas wiedeńskiej prezentacji mojej książki metropolita Michael Staikos, „Nussbaumer kocha Athos, a Athos kocha Nussbaumera”.
Co pewien czas cytuje Pan w swojej książce wypowiedzi mnichów. Jak wygląda na Athos sprawa mówienia i milczenia?
- Mnisi z Athos też wiedzą, że udane życie składa się z zachowania równowagi między samotnością i życiem we wspólnocie, z rozmów i milczenia; że mowa jest jednym z największych darów człowieka, a całkowite milczenie – to wymaganie zbyt wielkie. Mimo to milczenie jest wielkim darem pozostawionym nam przez historię kultury – nie tylko chrześcijańskiej.
Przebywając na Athos ciągle uczyłem się rozróżniać między rozmową, pogaduszkami i czczą gadaniną. Wśród mnichów nie ma naszej formy towarzyskiej pogawędki. Rozmowa bez sensu jest chyba dla nich grzechem. W moich wieczornych rozmowach z nimi często łapię się na swojej gadatliwości i dostrzegam cudowną zdolność mnichów do słuchania sercem.
Athos jest światem tylko dla mężczyzn. Również i Pan pisze w swojej książce, że nie ma tam kobiet, dzieci ani młodzieży. Przypomnijmy, dlaczego na Athos nie mogą przebywać kobiety?
- Legenda mówi, że Matka Boska płynęła z św. Janem łodzią na Cypr, aby tam odwiedzić Łazarza. W czasie podróży spotkała ich burza i łódź została wyrzucona na brzeg u stóp Athos w pobliżu klasztoru Ilirion. Matka Boska była zachwycona widokiem, jaki się przed nią roztaczał, cudownym, pokrytym śniegiem wierzchołkiem góry Athos, którego zbocza z trzech stron opadają ku morzu. Poprosiła więc swego Syna, aby ten kawałek Ziemi mogła zachować jako swój ogród. Od tego czasu – jak mówią mnisi - Athos to „ogród Matki Boskiej”. Ona ma być jedyną kobietą na Świętej Górze, uwiecznianą na licznych ikonach, freskach i w modlitwach.
Takie było duchowe, religijne uzasadnienie potrzeby. Musimy pamiętać, że w historii u stóp Athos mieszkało nawet 18 tys. mnichów, mężczyzn, dziś jest ich ok. 2 600. Nie wyobrażam sobie, a by tak wielkie skupisko mogło funkcjonować w sposób właściwy w sytuacji, gdyby były tam również kobiety.
Zakaz przebywania kobiet na Athos dotyczy również zwierząt: klaczy, oślic, a także suk i kotek. Nie dotyczy to kur, ponieważ mnisi używają jajek do malowania ikon.
Ale musimy ten stan rzeczy przyjąć. Przecież i w Kościele katolickim jest tak, że np. mężczyźni nie mają wstępu do niektórych klasztorów żeńskich i nikt przeciwko temu nie protestuje, a wręcz szanujemy to, „bo taka jest tradycja”.
A co na to przepisy Unii Europejskiej?
- Otóż, gdy Grecja przystępowała do Unii Europejskiej, jedną z największych przeszkód był zakaz wstępu na Athos dla kobiet. Wielu parlamentarzystów europejskich uważało, że niemożliwym jest, aby na terytorium UE nagle pojawiło się miejsce, w którym kobiety nie miałyby mieć tych samych praw, co mężczyźni. Jest jeszcze na Athos inny przepis niezgodny z prawami Unia, dotyczący swobodnego wyboru miejsca zamieszkania: nie każdy obywatel UE może zamieszkać na Athos. W Parlamencie Europejskim trwała też długo dyskusja na temat udostępnienia mieszkańcom Europy wielowiekowej tradycji Athos. Ostatecznie zgodzono się na to, że co pewien czas mnisi będą prezentowali swoje dzieła sztuki w muzeach europejskich i będą się starali udostępniać w pewnym przynajmniej stopniu niektóre miejsca. Jest np. tak, że w okolice Athos przypływa statek z prawosławnymi kobietami na pokładzie. Do tego statku przypływa łodzią mnich, który przywozi z Athos relikwie. Kobiety adorują relikwie, modlą się razem z mnichem. Po modlitwie mnich powraca z relikwiami na Świętą Górę.
Ostatnio postanowiono „zagospodarować” rozpadający się klasztor, który obecnie leży poza granicą Athos. Jest on obecnie odbudowywany i rekonstruowany praktycznie „z niczego”. Jego otwarcie planowane jest za dwa lata. Klasztor będzie dostępny również do zwiedzania dla kobiet, które wprawdzie „będą na Athos, ale nie przekroczą progów klasztornych“. Są to pewne gesty mnichów z Athos wobec Unii, a także wobec kobiet.
Opat „mojego” klasztoru Xenofontos, w którym się zatrzymuję, jest jednocześnie opatem żeńskiego klasztoru w Grecji. To sygnalizuje, że mnisi nie mają nic przeciwko kobietom, ale taka jest ich reguła zakonna.
Po lekturze Pana książki znalazło się już z pewnością wielu chętnych do podobnego przeżycia „przygody Athos”. Jak można się dostać na Athos? Oczywiście chodzi o mężczyzn.
- Tak, to jest właśnie powód, dla którego tak długo zwlekałem z napisaniem książki o moich odwiedzinach na Athos. Bo magię tej błogosławionej ziemi może przeżyć tylko pewna, ograniczona liczba mężczyzn. Tylko dziesięciu nie-prawosławnych pielgrzymów dziennie otrzymuje zezwolenie wjazdu na Świętą Górę do jej 20 dużych klasztorów. Taka „wiza“ wydawana jest na cztery dni. Biurokratyczne przepisy świadomie są dość skomplikowane. W Salonikach jest biuro Athos, w którym trzeba się zarejestrować na długo przed planowanym przyjazdem i ćwiczyć cierpliwość. Musimy też zdawać sobie sprawę z tego, że utrzymanie pielgrzymów jest dla klasztorów bardzo trudnym zajęciem, zakłócającym ich obowiązki duchowe. A przecież – jak ciągle podkreślam – Athos jest wszędzie.
Rozmawiała Teresa Sotowska