Od samego rana przed siedzibę Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie zjeżdżali biskupi i arcybiskupi z całej Polski. Czekały na nich tłumy dziennikarzy i hałaśliwa garstka protestujących.
Jak uczestnicy pikiety powiedzieli o sobie, są z „różnych parafii warszawskich”, mają „poglądy narodowe”. Grupa, uzbrojona w sztandary i święte obrazki, do chwili obecnej, niezmordowanie wznosi hasła: „Chcemy Polaka”, śpiewając przy tym z akompaniamentem gitary pieśni patriotyczne. Gdy do drzwi budynku KEP podjeżdżali kolejni purpuraci, śpiewy stawały się głośniejsze, żwawiej powiewały proporce. Na jednym z nich widniało hasło: „Dlaczego antykatolickie media tak bardzo lansują kard. Dziwisza, abp. Nycza, Głodzia i innych naszych”. „Jakich naszych?” – zastanawiali się przechodnie. Dostało się też przewodniczącemu KAI Marcinowi Przeciszewskiemu. Gdy wychodził z budynku, posypały się w jego stronę okrzyki: „KAI – aj-waj”. Rozległo się również… beczenie przypominające podobno, że owce czekają na swojego pasterza. Z protestującymi próbowali rozmawiać dziennikarze. Przedstawiciel pikietujących tłumaczył, że należą do ruchu Suwerenność Narodu Polskiego. Pytany, kto powinien zostać przewodniczącym, stwierdził enigmatycznie: „Polak”. A po pytaniu, jakiej jeszcze narodowości są polscy biskupi, zaległa wymowna cisza.
Według najnowszego sondażu Calin Georgescu może obecnie liczyć na poparcie na poziomie ok. 50 proc.
Zapewnił też o swojej bliskości mieszkańców Los Angeles, gdzie doszło do katastrofalnych pożarów.
Obiecał zakończenie "inwazji na granicy" i zakończenie wojen.
Ale Kościół ma prawo istnieć, mieć poglądy i jasno je komunikować.