Reklama

Same apele to za mało

Dzisiaj mało który polski ksiądz mówi wprost swoim parafianom, na kogo powinni głosować. Doświadczenia sprzed lat nie poszły w las.

Reklama

W wyborczą niedzielę od rana apele o pójście do urn. Apelują nie tylko dziennikarze w mediach. Apelują też duchowni. Zresztą od kilkunastu dni możny było usłyszeć głosy najróżniejszych polskich biskupów, zachęcające i wzywające wiernych, aby wzięli udział w wyborach samorządowych. Pojawiły się ważne słowa o braniu odpowiedzialności za ojczyznę, o współudziale w dziele stwarzania i kształtowania świata. Jeden z katolickich tygodników napisał nawet, że rezygnacja z głosowania, to grzech. Dzisiaj mało który polski ksiądz mówi wprost swoim parafianom, na kogo powinni głosować. Doświadczenia sprzed lat nie poszły w las. Nie chodzi tylko o przekorę, charakterystyczną dla licznych rodaków. Chodzi również o to, że niejednokrotnie w przeszłości ludzie jednoznacznie popierani przez hierarchów nie zdali egzaminu. A zawód związany z niespełnieniem pokładanych w nich przez wyborców nadziei rykoszetem odbił się również na Kościele. „No bo przecież ksiądz go popierał, a ten okazał się nie tylko marnym zarządcą i administratorem dobra publicznego, ale w dodatku łobuzem” - usłyszał kilka lat temu znajomy proboszcz. Nie wiedział co odpowiedzieć, ponieważ sam też czuł się oszukany. Zresztą wraz z wymianą pokoleniową, dokonującą się w polskim duchowieństwie, widać również zmianę podejścia do polityki. Coraz mniej jest księży, którzy mają ambicję bezpośredniego wpływania na sferę polityki, czy to w wymiarze lokalnym czy w ogólnopolskim. To raczej cecha części księży aktywnych przed rokiem 1989. W świetle moich obserwacji dzisiejsi młodzi proboszczowie i wikarzy raczej unikają jednoznacznych działań, a nawet deklaracji politycznych. Z dużym zaskoczeniem wysłuchałem kilka dni temu proboszcza, który tłumaczył mi, że nie zależy mu na obsadzeniu rady gminy „swoimi” ludźmi. Jego zdaniem parafia musi współpracować z władzami samorządowymi, bo tego wymaga po prostu dobro ich niewielkiej społeczności, a nie dlatego, że w radzie są znajomi proboszcza. „Jak nie ma jasnych zasad, tylko nieformalne powiązania, to zaraz pojawia się oczekiwanie pobłażliwości i przymykanie oka” - wyłuszczał duchowny. Jego parafianie nie mają pojęcia, którą partię polityczną woli. W parafialnej bibliotece można poczytać nie tylko „Nasz Dziennik”, ale również inne gazety codzienne. To oczywiste, że Kościół dobrze wychodzi na zachowywaniu dystansu do polityki. Nie można jednak mylić dystansu z całkowitym brakiem zainteresowania. Polityka jest sferą realizowania przez konkretnych ludzi konkretnego systemu wartości i wierzącym nie może być obojętne, jakie są te wartości ani... jacy to są ludzie. Nie którzy (a więc nie bezpośrednia ingerencja w to, kto zajmuje jakie stanowisko), ale jacy, jak ukształtowani, jaką hierarchią wartości się kierujący. Wciąż mam wrażenie, że o ile dobrze, że księża i biskupi nie nawołują dziś oficjalnie i półoficjalnie, na kogo oddawać głosy, to same apele o dużą frekwencję są niewystarczające. Myślę, że potrzebna jest znacznie intensywniejsza niż dotychczas ma to miejsce praca Kościoła nad formacją elit różnego szczebla. Aby do polityki i władzy szli ludzie różniący się poglądami, ale podobni pod jednym względem - żeby byli uczciwi i porządni.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
3°C Czwartek
wieczór
1°C Piątek
noc
1°C Piątek
rano
2°C Piątek
dzień
wiecej »